sobota, 23 sierpnia 2014

a teraz serca mam dwa

Mam w głowie notkę o pierwszym spacerze, odpadniętym pępku i wycieczce rowerowej w moim wykonaniu. Póki co jednak czasu starcza mi na ogarnianie rzeczywistości, lekturę i przyjmowanie gości. Ale stay tuned, jeszcze to opiszę! Tymczasem zostawiam Was z zapiskami z czasów wczesnociążowych. Długo ich nie prowadziłam, ale garść emocji przekazują



8.01.14
Zainspirowana przewzruszającym opisem Kaczki, postanowiłam to utrwalić, choćby i miało potrwać tylko chwilę. To, czyli czas prenatalny trzeciego.
Syberyjski zjawił się u nas niczym Jezus, w wigilię, dwoma kreskami, z czego jedną bledszą, ale bez wątpienia potwierdzającą jego istnienie. Jego poczynanie zajęło nam sporo czasu, i trochę już zwątpiłam w swoją płodność. W końcu lata już nie te, wczesna młodość dawno zapomniana. No ale jest.
Syberyjski wybrał sobie imię zjawiając się zimą stulecia, zimą bez śniegu i mrozu, sprawiając, że matka zmarzlak śpi przy otwartym oknie, jeździ z uchyloną szybą w samochodzie, nie nosi czapek ni rękawiczek. Nie spodobała mu się ta aura, jest mu za ciepło, stąd już od początku wypiął się na świat i matkę, i wierzgając swym milimetrowym ciałem spowodował perturbacje w postaci plamienia.
Kap, kap, czekam.
Cała jestem czekaniem.
I skąd mam, do cholery wiedzieć, czy ten ból brzucha to jeszcze fizjologiczne rozciąganie, czy już wręcz przeciwnie patologiczne skurcze?
A mdłości i wymioty? Hormony czy paskudny stres?
A obolałe piersi i rozkosznie, acz nierealnie jak na siódmy tydzień, zaokrąglony brzuch?
Syberyjski, pomóż nam przejść przez to wszystko obronną i spokojną ręką, w końcu marzymy o happy endzie, right?
Terapeutka przekonuje o byciu tu i teraz. Skup się, powtarza, na sobie. Czekaj odpoczywając i odpoczywaj czekając. Oddychaj do środka, nie rozkminiaj, czekaj. Najlepsze rozwiązanie przyjdzie samo.
Mnożę scenariusze. Takie i inne. Bo co tu robić, gdy się czeka. Bardzo trudno wyłączyć myślenie.

***

13.01.14
120 uderzeń na minutę. Twojego, Syberyjski, serca. Kiedy już byłam przekonana, że Cię nie ma, kiedy czułam już wyłącznie smutek, kiedy lekarz zagadywał mnie i próbował zająć me nerwy, nagle, znienacka włączył mikrofon i Cię usłyszałam. Było ciut od łez, nie mogłam w to uwierzyć, nadal z trudem ogarniam. Jesteś.
Z całą stanowczością nie lubisz zapachu rozpuszczalnej kawy. Domagałeś się dziś parówek, gruszek, pomidorówki i dobrego ciasta z dala od czekolady. Doprawdy, so not me.
Nadal oddycham do torebki, nadal drżę, choć dziś jakby spokojniej. Dziś bez wątpienia jestem w ciąży.

***

14.01.14
Dziecko ty moje, daj se, a mi przy okazji, luz. W nerwy mnie wpędzasz, spokoju nie dajesz, mdłościami serwujesz hojnie, nie żeby skorupka za młodu zaciągała. I bolisz mnie w brzuch jak mam ataczki paniczki. Ja wiem, ja to słyszę ciągle i wokół, ty się teraz nie możesz denerwować, w dupę takie rady, melisa czasem też nie pomaga.
Łzy na wierzchu, zmęczenie dopada już przed południem, upragniony przez nieletnich śnieg za oknem też działa niezdrowo pobudzająco. Byle do wiosny, Syberyjski, wiem, że Ci się spodoba.

***

19.01.14

Syberyjski. W dniu urodzin Twego ojca najpierw uwiesiłeś mnie na czczo nad umywalką, a potem, nie wiem jakim cudem, uwiesiłeś nad toaletą Twojego wspomnianego wyżej protoplastę, może postanowiłeś nauczyć tatę empatii. Cały dzień spędził pod kołdrą bez tortu, fajerwerków i pełnej gości chaty.
Cały czas myślę o swoim dziecku w męskim rodzaju. Zaskoczy mnie córka, ale nie mam oczekiwań żadnych, ucieszy mnie po prostu zdrowe. Zastanawiam się też, kiedy powiedzieć dzieciom o dziecku, dzieciom i rodzicom, póki co moja ciąża jest najpilniej strzeżoną tajemnicą naszej sypialni. Niechże osiągnie chociaż dziesiąty tydzień. Niechże w nią bardziej uwierzę.

***

20.01.14

Gdyby świat płacił za łzy, dziś stałabym się milionerką. Łzy wzruszenia, smutku i żalu, łzy ze złości i bezsilności, łzy z nerwów. Kąpiel we łzach. Wcale nie kojąca.
Syberyjski, uspokój mnie już, proszę.

***

31.01.14

Syberyjski uzyskał całe 2,66 cm od czubka głowy do samej dupy. Trzy centymetry dziecka, a tyle radości i wzruszeń.
Trzecia ciąża to samotne wizyty u lekarza i kupowanie zdjęć usg, coby mężowi i dzieciom dowód istnienia okazać, to mało fajerwerków z mojej strony, ale autentyczne wzruszenie i radość ze strony męża i dzieci, czułość i wiszenie nad toaletą every now and then. Nerwy wciąż te same, wzmocnione jednak zdobytym przez te, bądź co bądź, dziesięć lat doświadczeniem.
Pierwsze w moim i Syberyjskiego usg 3d. 9/10 tc (zawsze mi wychodzi inaczej niż lekarzowi) i widać już prawie wszystko - łapska są, nogi też, łepetyna wielka, to się naprawdę dzieje.
Jedziemy na ferie, Syberyjski, zamierzam odpocząć i o umożliwienie mi tego Cię proszę.

***

12.02.14

W tak zwanym międzyczasie zmieniłeś imię na Albercika, tata nadał Ci je spontanicznie i jakoś błyskawicznie się przyjęło. W tym samym międzyczasie stałeś się też postacią publiczną i hmm, cóż, no wśród dziadków i wujostwa nie wywołałeś fajerwerków (co zostało dostrzeżone przez Twoich rodziców i wżarło się w nasze serca dość dotkliwie). Wszyscy pozostali powitali Cię wiwatami i łzami wzruszenia, przyjaciele i rodzina ciut dalsza, a jednak bliższa - nie zawiedli. Czeka mnie jeszcze powiedzenie o Tobie mojej babci i nie mam złudzeń - czeka mnie potok, zalew, solidne tsunami kazań na temat zgłupienia, odpowiedzialności i takich tam. No ale cóż, nie pierwszy raz!
Zaskakują mnie moje dzieci. Zosia dziękuje mi za noszenie Albercika. Nie pozwala  podnosić litrowej butelki wody i co chwilę powtarza, bym się nie denerwowała. Franek jest mniej wylewny, jak tradycyjny mężczyzna (ideolog gender ze mnie jak z koziej dupy reisentascha), ale dba o mnie, jak o klejnot. Pozwalam im na to codziennie i pławię się w tym rzadko mi dostępnym luksusie. Tylko ciągle mi się chce spać i rzygam jak kot dwa razy w tygodniu. Poza tym ciągnie i kłuje, pobolewa i drażni, niepokoi i denerwuje, ale to przecież absolutna u mnie norma.

środa, 20 sierpnia 2014

Simple pleasures

Jest przesłodki. Pachnie tak rozkosznie. Doskonale robi mi budyń z mózgu i rozczula mnie na amen. Kumuluje całą uwagę wszystkich wokół, tyle miłości na trzy kilo człowieka...
I cóż, że nie dosypiam. I cóż, że mam ciut ciemno pod oczami. Udało mi się dwa dni z rzędu nie dać hormonom i emocjom.
I założyłam wczoraj rurki sprzed ciąży. I usłyszałam trzykrotnie, że wyglądam pięknie, jakbym nie rodziła zaledwie tydzień temu.
Bardzo smakuje mi kawa.
Count your blessings, Małgorzato.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

when i'm feeling blue, all i have to do...

Chciałabym założyć ładną bieliznę, mogę jedynie siatkowe gacie i podpaskę wielkości pasa startowego.
Chciałabym napić się wina, mogę jedynie żłopać litry wody, żeby się dobrze nawodnić.
Chciałabym szaleć z dziećmi, mogę jedynie zaszaleć przy przewijaku, zmieniając siedemnastą pieluchę.
Chciałabym mieć przestrzeń, muszę się nią dzielić z dwoma ciekawymi wszystkiego dziećmi.
Chciałabym być spokojniejsza, a emocje szarpią mną i rzucają od ściany do ściany.
Doświadczam tego pierwszy raz w życiu.
Chciałabym nie.

piątek, 15 sierpnia 2014

o niezdążeniu

No i nie zdążyłam zrobić wielu rzeczy, ale w sumie who cares.

Leon Jan, nasze najmłodsze dziecko, urodził się nagle, niespodziewanie i szybko (acz boleśnie, jak to poród) trzy dni temu.
Jako, że jawi się dzieckiem zdrowym, a i ja, w połogu już raczej doświadczona, formę mam doskonałą, najlepszą rzekłabym z przeżytych połogów, jesteśmy już od wczoraj w domu i tyjemy (Albercik, jako wzorcowe dziecko z 37 tygodnia, plasuje się w wadze muszej, jedyne 2 i pół kilo) lub chudniemy (naiwnie myślałam, że zmieszczę się w więcej rzeczy), zmagamy z nawałem pokarmu i celebrujemy noworodka, gdyż o czym głośno zapewniałam już na porodówce, więcej dzieci już rodzić nie będę. Nawet szybko (trzy skurcze parte, 10 minut i po krzyku, ale jakim!).


piątek, 8 sierpnia 2014

o zdążeniu

Od trzech niemal tygodni pamięć mojego telefonu dzierży numer do położnych z polecenia. Od trzech tygodni myślę sobie, że muszę zadzwonić, ale przecież bez pośpiechu, zdążę. I tak, kończąc 36 tydzień (36+4) mam w połowie spakowaną torbę, bo zdążę, uprane trzy body, niezłożony wózek i brak pomysłu na aranżację przestrzeni w nowej konfiguracji.
Ale przecież zdążę.
Upały nieco zelżały, ale mnie sił brakuje już chyba nie z powodu upałów. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i uwierzyć, że już za chwileczkę, już za momencik... i mogę nie zdążyć.
Tymczasem zaczytuję się w prozie Joanny Chmielewskiej, byłam przekonana, że przy Wszystko Czerwone urodzę ze śmiechu (i co z tego, że po raz siedemdziesiąty siódmy pokładam się we łzach w tych samych momentach), no nie udało się, obecnie lecę Romans Wszech Czasów, wszystko już kiedyś czytałam, niejednokrotnie, ale to taka miła lektura!
A owoce nie pamiętam kiedy były takie słodkie!

sobota, 2 sierpnia 2014

Final countdown

W moim wnętrzu toczy się od tygodni nierozstrzygnięta walka o przestrzeń. Albercik walczy o swoją, moje trzewia o to samo. Mam wrażenie, że nie mam już milimetra nieunerwionego, boli mnie nawet skóra.
Ja, Synu, wszystko rozumiem, Twoje niewygody, cierpnięcie, upalne 36,6 w basenie, ale na Boga, zlituj się nad coraz starszą matką, która w samochodzie nie wie, jak siedzieć, żeby pomieścić jakże niezbędne: wątrobę, żołądek, trzustkę i przeponę wraz z nie mniej ważnymi jelitami a także Ciebie, około trzykilową sztabkę szczęścia.
Mieszkanie ogarnięte. I muszę tu powiedzieć, iż jestem doprawdy pod wrażeniem swojej własnej kondycji w dziewiątym miesiącu ciąży. Ciężko mi się schylić, zadyszkę mam na półpiętrze, ale odkurzam te swoje 50 metrów kwadratowych, a potem lecę ze ścierą i nic mnie nie jest. I nic mnie nie dolega! Oprócz silnego naporu na żebra.
Prawdę mówiąc, liczę już dni. I nic na to nie poradzę...