wtorek, 28 kwietnia 2015

Przyszłość jest w moich rękach

Kiedy syn nie płacze, pies nie drapie szyby pazurami, bo pogrzmiewa siedemnaście kilometrów dalej, obiad gotowy, bo od wczoraj trzeba odgrzać kotlety, a pralka odmierza rytmicznie 1000 obrotów na minutę, ja zaczynam tkać swą przyszłość. Bo nie wiem, czy chcę wracać na łono edukacyjne, ale nie wiem, dokąd mogłabym pójść, gdyby nie tam. Chciałabym żyć z pisania, bo to lubię. Acz nie wiem, jak się zabrać. Mogłabym tłumaczyć czytadła z angielskiego, ale jak się wbić w to dość hermetyczne środowisko?
Lubię czytać, chciałabym pracować w domu. Z naciskiem na pracować. Mam rok na przekucie chęci na zarobki i oby ten rok był równie płodny, jak poprzedni, bo obecny zmitrężyłam na dywagacje, wątpliwości i zniechęcenia, czas zabrać się za czyny.
Chcieć, to móc, mawiają. Muszę zatem bardzo zachcieć!