Urodził się z hukiem, w pierwszą rocznicę odzyskania niepodległości, co roku Jego urodziny znaczono w kalendarzu bardzo wyraźnie.
Kochał dzieci, Franka bezkrytycznie, zawsze wytapiał dla mnie smalec, parzył boczek i codziennie, podpierając się laską, szedł dla nas po bułki i gazetę, zanim nam chciało się łypnąć okiem po przebudzeniu. Nie pozwalał, bym miała pusty talerz i kieliszek, niejedną butelkę z Nim wychyliłam, a latem co roku dla mnie przygotowywał wiśniówkę i w słoiku szykował wiśnie do wyjedzenia.
Mawiał, że tak to jest jak się ma serce blisko dupy, i ze swojego całego metra sześćdziesiąt z sercem na dłoni dbał, żebyśmy czerpali z życia, ile się da.
Umarł po cichu sam w szpitalu, nie zdążyliśmy, rano o ósmej łóżko na OIOMie było już puste.
Datę Jego śmierci w kalendarzu znaczono bardzo wyraźnie, wszak Boże Ciało to święto.
Nie mogę uwierzyć, że zajął chmurę koło Babci. Dziadek mojego męża. Mój najprawdziwszy najkochańszy Dziadek Janek. Mam Tam swojego człowieka.
Bardzo mi przykro. Przyjmij proszę wyrazy współczucia. I pięknie o Nim napisałaś.
OdpowiedzUsuń