Po świętach najlepszego!
Jakaś ta wiosna lekko lipna, no ale przecież słońce świeci. Jezu, jaki mam katar, to nie mogę. Trzy czwarte naszego stanu osobowego jest zainfekowane, ale nie zamierzam o tym pisać, bo się tu rozkleję, że drżę, czy kolejny kaszel nie zmieni się w płuca, co jeszcze mogę zrobić, dokąd jeszcze pójść, co jeszcze podać i czego spróbować. Bywam bezradna i często płaczę. Dużo się też modle, choć może to nie pasuje do treści tego bloga.
No i mój Boże, nie miałam o tym pisać, nie wpadać w egzaltację, nie odkrywać kart, nie obnażać, nie ulegać nadmiernemu ekshibicjonizmowi. Popłynęłam z prądem osobistych obaw i lęków, natręctw i słońce specjalnie mi nie pomaga.
Zen trudno osiągnąć, spokojna tafla jeziora nie jawi się jakoś na horyzoncie. Trudno, no, życie znów. I tak dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz