Taka jestem bystra w obmyślaniu notek na blogusia, kiedy komputer jest w oddali. A gdy już siadam przy nim, myśli fruną ku niebu, dziś bezchmurnemu, i tyle by było na temat mojego polotu. I jak tu nawet próbować żyć z pisania?
Udaliśmy się wczoraj do znajomych posiadaczy sprzętu fotograficznego i studia w celu utrwalenia wizerunków pierwszokoministów na kliszy (ale to retro, prawda?). Przy okazji sama wystawiłam brzuch w kierunku obiektywu i mam nadzieję mieć piękną pamiątkę z tej ciąży, która powoli zaczyna mnie z lekka irytować. Aż strach się żalić, bo zaraz coś pierdyknie solidnie, ale rosnący obwód talii proporcjonalnie do wzrostu temperatur i obowiązków zawodowych nie ułatwia. Cellulit mam na udach masakryczny, codziennie zasypywana jestem pytaniami o to, jak długo jeszcze zamierzam się kulać (do porodu trzy miesiące, więc halo, nie popędzać), trzy nocne wizyty w toalecie i siedem skurczy łydek, ból kręgosłupa i pachwin, chód kaczki, zadyszka, to zaledwie ułamek dolegliwości na progu trzeciego trymestru. Ale ciągle jeszcze noszę zwykłe ubrania, to taka wisienka na torcie.
zwykłe ubrania...? zwykłe ciążowe, chyba? och matuchno!
OdpowiedzUsuńfotki to świetna pamiątka. gdybym ja miała zdjęcie mojej mamy w ciąży, to byłoby dla mnie czymś mistycznym patrzenie na nie, wiedząc, że jestem w środku...
Zimowa, nie wiesz, że w trzeciej ciąży ubrania ciążowe są i tak już od dawna normalnymi? :-D szczęśliwie jednak mam w szafie kilka sukienek letnich pod biustem i spódnic biodrówek i daje rade. Zobaczymy kiedy jednak będę musiała założyć cos ciążowego ..
OdpowiedzUsuń