poniedziałek, 10 stycznia 2011

zaległości


o matko święta, jak mi się nie chce. Nie żebym miała jakieś sterty robót zaległych. Wyrabiam. I dlatego, mam wrażenie, nie ogarniam kuwety. Im mam więcej na głowie, tym lepiej to wszystko funkcjonuje.
W pracy kłopoty. Posługując się cytatem (niestety bardzo dosłownie): umarł król, niech żyje król. Król, który oczekuje poklasku, a któremu do poprzedniego Króla (Królowej, naprawdę kochanej Królowej) sporo charyzmy brakuje. Zaczyna się wśród bab knucie i szeptanie, donosy i plotki w palarni (którą omijam szerokim łukiem). Dostarcza mi to coraz to silniejszych bodźców zachęcających do dokonania zmian w życiu.
Dziś wieczorem zamierzam rozliczyć się coraz wyżej piętrzącym się górzyskiem prania, montewerestem rzec by można. I zmierzyć się w końcu z tym streszczeniem napisanym do połowy. Do roboty zatem (na kanapie obok zalega piątkowa, sobotnia i dzisiejsza prasa, nieotwarta nawet. Czeka weekendu, jak ja)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz