czwartek, 6 sierpnia 2015

dowód proszę.

Zdjęcie z czasów, kiedy słońce szerokim łukiem omijało naszą szerokość geograficzną, czyli sprzed tygodnia pewnie.

już za momencik

Tymczasem synowi przeszkadzać zaczęła przestrzeń między paluszkiem wskazującym a kciukiem. I zaciska tę przestrzeń z siłą imadła, bez względu na to, co się w niej znajdzie (moja skóra, mój tłuszcz, moja brodawka). Aż ciarki idą po plecach. Podobnie ma się sytuacja z przestrzenią między szczęką a żuchwą. Też ją zamyka na powłokach mego nabłonka z miłością i zapamiętaniem. Boli jak skurwysyn.
Lato ucieka, chciałoby się rzec między palcami (gdyby nie były zaciśnięte na moich łupinach), pogoda mi sprzyja, złego słowa na ukrop nie dam powiedzieć, wszak jesień już wygląda zza coraz wcześniej zachodzącego słońca.
Nie zdążę mrugnąć okiem nim synek najmniejszy skończy rok i oficjalnie zakończy etap niemowlęcy, to raczej pewne - ostatni etap niemowlęcy w naszej rodzinie w tym pokoleniu (mając dość liczne potomstwo, liczę się z mnogim przychówkiem wnuczym) - stąd nostalgia, smutek i żal a także odliczanie (szczególnie znajomych): nie chodzi, nie raczkuje, nie pełza, coś_jest_nie_tak.
A ja patrzę na niego z zachwytem. Jest cudem. Wesołym, roześmianym i radosnym. Posiadaczem hipnotyzującego spojrzenia i takiegoż uśmiechu. Łagodnym w obejściu. Po prostu najsłodszym skarbem ever.