poniedziałek, 25 października 2010

sto lat!


minęły dziś cztery lata. Mój synek skończył dziś cztery lata.
mój maleńki słodki syneczek. moje niemal dwadzieścia kilogramów szczęścia.
wracają wspomnienia, co chwilę nowe, te czarniejsze (pani syn ma zapalenie płuc, słyszę szumy w sercu, klinika, jutro, zółtaczka, naświetlania...) ale i te miłe.
najsłodszego, najwspanialszy Franczesławie. 

środa, 13 października 2010

dzikość serca


Ależ mam tę moją opiekę nad dziećmi urozmaiconą, doprawdy. Na ten przykład w niedzielę wywiozłam wszystkich na budowlę i w balerinkach i wąskiej kusej spódnicy dostałam zadanie wyprowadzenia psy. Poszłyśmy więc w celu defekacji zwierzęcej, gdy WTEM usłyszałam szum w liściach. Myślałam, iż ujrzę sarny. Zwierz jednak był nieco niższy, za to bardziej czarny, z wielkim łbem (i kilka kilo cięższy, jak mniemam). Jakieś 30 metrów od nas w lesie (my na ścieżce) stał DZIK. Na drodze ewakuacji zgubiłam telefon. Myślę, że prędkością dorównałam sprinterom amerykańskim, Figa nie dokonała defekacji, ja natomiast nieomal. Mąż pokornie poszedł szukać telefonu, ja spokoju już tego południa nie zaznałam. Dzik znikł (acz nie był to pierwszy dzik napotkany w naszym lasku, mąż też już kiedyś miał przyjemność).
Teraz natomiast, by nie skarżyć się na nudę, maluję ściany unigruntem, zabieram dzieci ze sobą, dzieci, które swoje infekcje już prawie pożegnały (bo coż tam lekki kaszelek z rana), mój nos nadal przytkany totalnie, gardło koszmarne, na proces rekonwalescencji nie mam czasu.
Dobra jest, jestem na magisterskich studiach, zaczynam 5 listopada, dam sobie radę, prawda??

wtorek, 12 października 2010

pytanie na po kolacji


Marynarkowy Mikołaj zadał trudne pytanie w niedzielę.
Zosia wczoraj o 21.30 ("jestem sową, mamo, lubię chodzić spać późno") zabiła mnie pytaniem "a co to jest seks?"
Jako, że jestem ostatnio matką prawie samotną (mąż wraca z budowy w okolicach 22.30) zastanawiam się sama nad odpowiedzią do dziś.

sobota, 9 października 2010

przymrozek


-mamo, a jak ty już pójdziesz na emeryturę (wytrzeszczyłam oczy w niedowierzaniu tak dalekosiężnych planów), albo juz skończysz te studia (uff, aż tak daleko nie wybiegamy w przyszłość), to czy dasz mi ten przykreślacz (zakreślacz she meant), bo już go nie będziesz potrzebowała?
takim pytaniem rozbroiła mnie właśnie pierworodna, a przedmiotem pożądania jest fantazyjny trójkątny trójkolorowy pisak-reklamówka miasta know-how. I tylko w tym celu, by ona go zdobyła, mam się oddać emeryturze (która, czasem myślę, nie byłaby wcale taka zła).
Jestem po egzaminie na studia magisterskie i jestem rozczarowana. Bo teoretycznie spełniłam wszystkie warunki - zdałam test z gramatyki, przeszłam rozmowę z profesorem Martonem, z pozytywną opinią, umożliwiającą mi pisanie pracy magisterskiej na wybranym seminarium, u wybranego promotora, legitymuję się wyższym wykształceniem. A jednak, będąc studentką szkoły, nie mogę bez kłopotów, konsultacji z wszystkimi świętymi z góry oraz dodatkowych komplikacji spokojnie podpisać umowy. Bo to byłby precedens, że studenci omijają rok studiów. Długo by tłumaczyć - uczelnia utworzyła dwuletnie studia II stopnia dla absolwentów WSZYSTKICH kierunków. Takim jestem. Ale dodatkowo obecną studentką i to dla władz stanowi problem. Czekam, pod nosem podśpiewując "i don't care what the people may say, what the people may say about me!" i pakuję swoje kłopoty do starej torby. W domu przymrozek, na dworze przymrozek, zima popędza jesień, ciut za szybko, panie, ciut za szybko.

piątek, 8 października 2010

gustibus non est disputandum


Jutro mam egzamim, który (jeśli się powiedzie) zaowocuje skróceniem mojej drogi edukacyjnej do wymarzonego magistra filologii angielskiej. Na egzamin mam się stawić z pracą dyplomową z poprzednich studiów (wyższe wykształcenie jest warunkiem wstępnym wymaganym do podejścia do egzaminu). Skąd ja tę pracę mam wytrzasnąć, pytam łaskawie pana z rekrutacji o głosie wskazującym na wiek okołomutacyjny. Jestem - rzeczę mu spokojnie - w trakcie przeprowadzki, kartony to tu, to tam, ta praca zapewne gdzieś jest, ale nie jestem w stanie jej zlokalizować do soboty. Ale przecież może ją pani wydrukować. Mmmmhmmmm, pomyślałam, nie wzięli pod uwagę dinozaurów na studiach magisterskich, którzy pracę swą pisali na maszynie (no aż tak  źle nie jest), albo zapisywali na dyskietkach, które teraz trudno gdziekolwiek odczytać. Zaraz się zabieram za poszukiwania pracy na dowolnym komputerze, ale wróżę sobie nie lada kłopot, gdyż różne systemy, edytory tekstu z lat przeróżnych oraz komputer jako sprzęt generalnie lubiący płatać figle, na pewno dokonały spustoszenia w pracy. Ciarki mam na plecach wraz z szyją przylegającą na samą myśl nie tylko o egzaminie, ale i o tym drukowaniu.
Ale tam egzamin. Mój syn kochany, niebawem już czteroletni, uwielbia rajstopki. Nie tylko chętnie je nosi, ale także sam się w nie przebiera, nawet gdy do wyboru ma superwygodne spodnie. Samaniewiem... nosz przecież czy go one nie swędzą, w sensie łaskoczą? Czy go nie uwierają? Jak mu pomóc uwolnić się spod ich panowania???
A mnie pękami wyłażą włosy, nie mogę ich sobie nawet rwać z głowy, bo nie mam czego, miesiąc na kuracji merza nie przyniósł żadnej zmiany, co robić? Do tego pofarbowałam je sobie sama i nie podoba mi się efekt, po tygodniu nadal nie przywykłam, zafundować im kolejną antyterapię?
Do domu własnego mi się chce (tak jest, mama nadal obrażona).