wtorek, 25 września 2012

I follow rivers.

Aikido i ofszę, moje dzieci trenuje moja uczennica, dorosła kobieta, dodam, mój Boże, ujrzałam pierwszy siwy włos na mojej skroni (i tak, sponsorem pierwszego zdania był zaimek "mój").
W pracy młyn, w domu zawierucha, ale przeszły mi nerwy, o dzięki wam, hormony, za dwa tygodnie względnego spokoju w miesiącu, zapewne dziękują wam także moje słodkie dzieciątka wraz z małżonkiem, ale, wracając do meritum, w ogrodzie też bałagan i gruz i wykopki, a w tym wszystkim chrzest pewnego Malca, którego miałam zaszczyt zostać mamą chrzestną. Nie będę tu truć banałów, ale muszę to podkreślić. Wzrusza mnie niezmiennie, że ktoś w ogóle bierze mnie pod uwagę, mnie - trzpiotkę, choleryczkę, rozchwianą i rozwrzeszczaną małolatę, i powierza mi swoje dziecko w opiekę, i nie zmienia mojego zadziwienia i radości nawet fakt, że to mój trzeci chrześniak, za każdym razem łzy leją mi się po polikach jednakowo rwącym potokiem.
Pojechaliśmy zatem na południe i ochrzciliśmy Malca, ja rozparta dumą, i reszta, ucieszona wyjazdem.
A młyn w pracy, zawierucha w domu i wykopki w ogrodzie są tylko przejściowym etapem i zapewne wiosna nastąpi niebawem!

środa, 19 września 2012

aikido

Nerw mną kieruje bezustannie, dziękuję (thank you, but no thank you). Drę się jak opętana, z równowagi wyprowadza mnie poranny deszcz i popołudniowy chłód.
Ale.
Postanowiłam się, a raczej dzieci, usportowić, i oto za kwadrans wyruszamy na pierwszy trening aikido. Wydarzenie jest bezprecedensowym, gdyż oto (w ramach wstydliwych wyznań) ujawniam, iż nigdy wcześniej nie zapisałam dzieci na żadne zajęcia dodatkowe. Żadnego angielskiego, tańców ani piłki nożnej. Tenisa też. Ani kursu kaligrafii. Po przedszkolu wracały karnie do domu, po szkole też. Ale że szkoła oprócz szeroko pojętej muzyki niewiele oferuje (ze sportami w ogóle porażka), musimy działać sami.
Nadejszła zatem wiekopomna chwila.
Jedziemy.

niedziela, 16 września 2012

sunday noon

Dziecięca infekcja zmogła mnie do tego stopnia, iż dziś jestem w stanie jedynie przewracać się z boku na bok  i przekładać kołdrę, trzymając w ręce kindla (każda książka jest dziś za ciężka), załadowanego angielskimi czytadłami Jane Green i Jill Mansell, idealnymi w tych okolicznościach. A to zaledwie katar i koszmarny ból gardła. Jedyna podjęta aktywność to obleczenie się w gruby szlafrok i przygotowanie sobie, piętro poniżej sypialni (a zejście po schodach skończyło się zadyszką) śniadania i wiaderka herbaty z cytryną i miodem oraz zmiana płyty dvd z Pana Kleksa, obejrzanego z rana przez nielaty na Garfielda oglądanego do południa (nielaty też dziś piżamowo). A w planach jeszcze Amelia i inne klasyki.
Dusi mnie ten wrzesień z wielu powodów.

sobota, 15 września 2012

Miss Hide

Nie twierdziłam nigdy, że jestem całkiem tradycyjnie NORMALNA, toczą mnie wymiennie trzy pmsy, premenstrual(ny) postmenstrual(ny) i pieprzonyśródmenstrual(ny). Wsztystkie także monstrualneNerwy mną targają, wydzieram się na własne dzieci niczym trąba jerychońska, w szkole trzymam wszystko na wodzy, wszak staram sie być profesjonalistką, ale już w domu przeczołguję wszystkich dotkliwie. Zosia nie ułatwia mi codzienności, będąc jednostką wybitnie nieposłuszną, acz nie złośliwą, zaledwie bujającą w obłokach i niereagującą na absolutnie żadne prośby, typu "zdejmij mundurek", "zabierz tę książkę ze stołu", "schowaj ubrania do szafy", jest osobą, której skrajnie nie wychodzi utrzymanie porządku, w związku z tym od siedmiu (!!!!!!!) godzin siedzi w pokoju i próbuje doprowadzić do ładu biurko! (ok, byliśmy na półgodzinnym spacerze w międzyczasie). Poddawana permanentnym karom i szlabanom, ustawicznie trwa przy swoim.
Dwa tygodnie roku szkolnego pozbawiło mnie starannie pielęgnowanego zen, jestem niewyspana, nienadążająca, głodna po powrocie z pracy i bez obiadu, bez czasu na książkę, usypiająca przy trzecim zdaniu.
Franio w szkole radzi sobie świetnie. Jest samodzielny, choć ciut jeszcze zagubiony, zbiera pochwały, szóstki i plusy (no i minus od koszmarnej pani od angielskiego, która na pierwszch kilku zajęciach postanowiła wytresować maluchy dając kilka smutnych minek i minusów w bonusie, podobno JUŻ nikt się nie odzywa, ciekawe dlaczego i ciekawe jak to wpłynie na zaineteresowanie przedmiotem, rzadko kalam własne gniazdo, ale durna cipa z tej baby, z przykrościa muszę stwierdzić po KILKU jej występach), nie może doczekać się gry na skrzypcach, jest radosny i zadowolony, to strąca mi wielki kamień z serca. Zosia w szkole też super, pisze pięknie, and I mean pięknie, czyta lepiej niż niejeden szóstoklasista i lubi!!! Sprawdziany pisze doskonale, ma dziesiątki kolegów i dwie koleżanki i także jest chwalona, moja kochana Miss Jekyll, prawda.
Dziś, w dodatku, przejęłam wirusa, którego już po tygodniu pobytu w placówce przytargały dzieci i z opuchniętym nosem, spierzchniętymi ustami i kluchą w gardle, zmarznięta i obolała spędziłam w kuchni czas adekwatny do czasu sprzątania Zośki i przygotowywałam obiadów na cały tydzień, teraz je jedynie zamrożę i będę miała łatwiej.
Czas napalić w kominku (i otworzyć wino).

czwartek, 13 września 2012

.

I co, że rok szkolny, że gonitwa, że pośpiech, że bałagan i sił nie ma.
I co, że katar i kaszel nas dopadł w drugim tygodniu szkoły.
I co, że z powodu niesłowności mojego brata nie mogę pojechać na świetną wycieczkę.
Wszystko to przestaje mieć znaczenie, gdy Ktoś cierpi.
Myślcie o Chustce, ciepło i mocno. Cały czas.