poniedziałek, 16 marca 2015

Codzienność

Przedwiośnie mnie co roku przeczołguje, pozbawia sił witalnych, wybledza, wychudza, pozbawia włosów i rozdwaja paznokcie. W tym roku z podwójną siłą, wzmocniłam bowiem przedwiośnie karmieniem piersią. No i co ja za to mogę, że uwielbiam, że perspektywa ciepła, długich dni i nocy na tarasie nastraja mnie frontem do świata, choć gdy spaceruje, trochę mną zarzuca na zakrętach, bo w głowie szum i ptaków śpiew.
Odnotować muszę, że mój małżonek szanowny zachorował był z gorączką 37,6 włącznie, zaległ w sypialni i zapuścił brodę (tydzień wcześniej podobnego wirusa zwalczałam ja i nikt mi luksusu sypialni i odizolowania nie dał, ktoś przecież musiał doglądać niemowlaka, ogarnąć nieład i ugotować obiad, mimo łamiącego kości bólu).
Przed nami trudniejszy nieco tydzień, bo zostaję sama z dziećmi i odzatokowym bólem czaszki, mąż wraca w środę taaaaaki zatroskany, że wiosna w natarciu a on będzie musiał się szkolić (biedaczysko - jedzenie trzy razy dziennie pod nos mu podadzą, wieczorem pewnie popije trochę z kolegami, popracuje kilka godzin, nikt od niego niczego nie będzie oczekiwał i jeszcze narzeka. Doprawdy).
Ugotuję zaraz makaron do rosołu, pies z uporem maniaka szczeka tuż nad głową źle śpiącego Leośka, wieszcze rychłą pobudkę.

wtorek, 3 marca 2015

kobiecość

Syn nasz najmłodszy, perełka nasza najsłodsza, rybka najśliczniejsza, ma jakąś taką intuicję, iż ryk wszczyna dokładnie w momencie otworzenia przeze mnie książki względnie laptopa. Choćby nie wiem, jak dobrze się bawił albo jak mocno spał. Teraz też, no ale jakiż zakurzony może być mój blog? I jak długo? Gotowi  jesteście pomyśleć, że się w macierzyństwie zapomniałam.
Jest w tym odrobina prawdy, trochę jednak czasu mitrężę na gotowanie, pranie i podcieranie obkichanego dupska, acz jest we mnie jeszcze życie, tli się nadzieja! Kupiłam sobie bowiem podkład, nowe perfumy, ciuch elegancki w rozmiarze 34 (chudnę na łeb na szyje, nie rozmawiamy już o wadze sprzed ciąży, a raczej o wadze sprzed ciąży minus 3 kilo, znów nie mogę honorowo oddać krwi, będąc tak chudą można mieć jednakowoż małe i obwisłe jednocześnie cycki i cellulit na dupie, taka karma) i zostałam po raz czwarty matka chrzestną. Poza tym czytam (proza Agnieszki Lingas-Łoniewskiej na dłuższą metę albo w ilości powyżej dwóch sztuk w tygodniu jest bardzo wysoce niestrawne), obecnie Olgi Rudnickiej "Natalie". A "Najgorszy człowiek na świecie" w punkt. Dość terapeutyczna.
No i walczę o swoją kobiecość, o czym w liście urodzinowym przypomniała mi Przyjaciółka, ciut kulawą ostatnio, ale jako, że Leoś ma już niemal siedem miesięcy, je papki aż miło, posiada dwa zęby na dole, czas myśleć o ukrytym za gruczołami mlecznymi pięknie.
I na tym skupię swą uwagę w najbliższym czasie.
Jak m dzieci pozwolą.