wtorek, 3 marca 2015

kobiecość

Syn nasz najmłodszy, perełka nasza najsłodsza, rybka najśliczniejsza, ma jakąś taką intuicję, iż ryk wszczyna dokładnie w momencie otworzenia przeze mnie książki względnie laptopa. Choćby nie wiem, jak dobrze się bawił albo jak mocno spał. Teraz też, no ale jakiż zakurzony może być mój blog? I jak długo? Gotowi  jesteście pomyśleć, że się w macierzyństwie zapomniałam.
Jest w tym odrobina prawdy, trochę jednak czasu mitrężę na gotowanie, pranie i podcieranie obkichanego dupska, acz jest we mnie jeszcze życie, tli się nadzieja! Kupiłam sobie bowiem podkład, nowe perfumy, ciuch elegancki w rozmiarze 34 (chudnę na łeb na szyje, nie rozmawiamy już o wadze sprzed ciąży, a raczej o wadze sprzed ciąży minus 3 kilo, znów nie mogę honorowo oddać krwi, będąc tak chudą można mieć jednakowoż małe i obwisłe jednocześnie cycki i cellulit na dupie, taka karma) i zostałam po raz czwarty matka chrzestną. Poza tym czytam (proza Agnieszki Lingas-Łoniewskiej na dłuższą metę albo w ilości powyżej dwóch sztuk w tygodniu jest bardzo wysoce niestrawne), obecnie Olgi Rudnickiej "Natalie". A "Najgorszy człowiek na świecie" w punkt. Dość terapeutyczna.
No i walczę o swoją kobiecość, o czym w liście urodzinowym przypomniała mi Przyjaciółka, ciut kulawą ostatnio, ale jako, że Leoś ma już niemal siedem miesięcy, je papki aż miło, posiada dwa zęby na dole, czas myśleć o ukrytym za gruczołami mlecznymi pięknie.
I na tym skupię swą uwagę w najbliższym czasie.
Jak m dzieci pozwolą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz