poniedziałek, 29 czerwca 2015

bunt

Wakacje były cudne, rzeczywistość zawodowa jest chujowa, zderzenie z codziennością dość bolesne.
Jak się nie odwrócisz - dupa zawsze z tyłu.
Nosz ja pierdolę.

czwartek, 11 czerwca 2015

malownicze

Nasz najmłodszy postanowił dość wcześnie realizować swe marzenia o lotach względnie skokach na bungee, które posiąść musiał w życiu płodowym i złapałam go dziś nad ranem w ostatniej chwili łapiąc za pieluchę i uchroniłam przed niechybnym upadkiem na głowę. Nie przewidział malec, że bez gumy życie bywa niebezpieczne... Leciał z naszego dość wysokiego łoża pierwszy raz, ale czas zabezpieczać brzegi solidniej. (true story, nie żadna licentia, really)
Ale to doprawdy nic. Gdyż średni rozpierdolił sobie koncertowo łuk brwiowy i dwie godziny i try szwy na powiece później wrócił do domu ze skateparku. Dziś oko prezentuje obraz nędzy i rozpaczy. Opuchlizna zajęła cały oczodół a siniec rozszedł się malowniczo na poliku. Sama rozkosz, mówię Wam, w przeddzień wyjazdu na zaplanowane pół roku temu wakacje.
Zgadnijcie, kto te szwy mu będzie zdejmował? i ziemi włoskiej do polskiej przewoził?
Ej, no, same niedobre wieści.

wtorek, 9 czerwca 2015

nie odkładaj macierzyństwa

Wczoraj internety wygrała kampania fundacji Mamy i Taty traktująca o nieodkładaniu MACIERZYŃSTWA na później. Dziś (i przez kolejnych kilka dni, sądzę) też ma szansę. Kampania dość naiwnie namawiająca do wzrostu dzietności w młodszym wieku. Naiwnie i dość beztrosko. Do tego autorzy bardzo jednostronnie do tematu podchodzą i dopuszczają jednakowoż akt niepokalanego poczęcia, zarezerwowanego przecież dotychczas tylko dla Tej Jedynej.
Moje, bogate przecież z pewnego punktu widzenia, doświadczenie mówi, iż poczęcie dzieci w wieku 20+ było bułką z masłem, w wieku 30+ zajęło nam dwa lata. Ale o niczym to nie świadczy w globalnym rozrachunku. Mając dzieci za młodu, faktycznie nie zaznałam swobody, wiatru we włosach (szczególnie łonowych), powiewu korpokariery i podróży transoceanicznych. Ale śmiem podejrzewać, bacząc na swe predyspozycje, ówczesną sytuację ekonomiczną oraz potrzeby - że ich nieposiadanie w niczym by mojej sytuacji nie zmieniło. Dodanie sobie do stanu niemowlaka po dekadzie znów zahamowało rozpęd robienia kariery zawodowej, ale rozpędziło mnie emocjonalnie. Dodam, że podróże rozpoczęłąm z dwojgiem dzieci pod pachą, ale to znów nie ma znaczenia dla ogółu.
Podobnie, jak Dorota, nie kminiłam specjalnie, kiedy mieć dzieci i dlaczego (nie) teraz. Byłam na nie gotowa, mąż też, wiem, jaki to luksus, jaka to jednak beztroska, jakie to szczęście nie musieć robić dzieckoplanów, tylko po prostu robić. Bez dylematów i wahań (chociaż zawsze z lękami w głowie, zawsze - czy się uda, czy podołamy, czy nam styknie cierpliwości i zdrowia).
Naprawdę myślicie, że do dzieci należy kogokolwiek namawiać?
Że ktokolwiek może w ogóle stwierdzić, kiedy dzieci mieć najlepiej?
I że cała kwestia dotyczy wyłącznie matek? 
Głupio to wszystko brzmi. 
I bardzo nieprawdziwie.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

długi weekend, krótki tydzień

Czas się ogarnąć, wszak jest już poniedziałek. Przed nami bardzo gorrrrrrący tydzień, praca, egzamin Zosi, przygotowania do wyjazdu ku ciepłemu i pięknemu i naprostowanie relacji rodzinnych, nie zdążę się zmęczyć, nie będzie czasu.
A tu jeszcze na świat ma przyjść dziecko, którego poród przeżywam jak własny, jak pomóc Przyjaciółce choć trochę Je uwić.
Czas nastawić rosół, ułożyć nieład poweekendowy i ruszyć ku przygodzie ahuj.

niedziela, 7 czerwca 2015

nadgorliwość jest gorsza

Tak mówi powiedzenie.
Doświadczam go boleśnie.
Tego powiedzenia.
Dostałam fajną propozycję, niezłe zlecenie, mogę się otworzyć, pokazać, wyjść myślami poza wybór temperatury prania pieluch i drugiego dania (które zawsze jest jedynym, na Boga, nie gotuję przecież dwóch dań na co dzień, n co Wy). I do tego nieźle zarobić. Świetnie, prawda?!
Jednakowoż niemowlę, z natury niechętne do współpracy, nie myśli ułatwiać, z czym łatwo się pogodzić, bo to w końcu jeszcze niemowlę (przez dwa ostatnie miesiące!??!).
Jednakowoż niechętni do współpracy są też starsi domownicy, którzy wychodzą z założenia, że pracuj sobie, mamusiu/żono, kiedy tylko chcesz, pod warunkiem, że najpierw: ugotujesz, posprzątasz, wypierzesz, wysuszysz, poukładasz, skosisz, nakarmisz, przewiniesz, dopilnujesz sprawdzisz i wyspacerujesz. Czyli zrobisz to co zawsze. Możesz też od czasu do czasu upiec. I szczotkę w dupę sobie wprawić, a szufelkę w zęby zamontować, żeby ci nie wypadła. A my ci pomożemy albo nie, bo mamy swoje sprawy. A weekend mamy zajęty, więc pracę możesz zacząć koło 18.30, przerywając sobie co dwadzieścia minut karmiąc, usypiając, usypiając i usypiając.
Twoja praca w domu nie jest doceniana (stwierdziła gorzką oczywistość i oddaliła się, łkając żałośnie). Taka karma, Małgorzato.