środa, 27 kwietnia 2011

spomiędzy


Nerwowo drga mi powieka, gdy po przejrzeniu 35 stron moich wypieków (blox.pl) nie mam faworyta na długi weekend. Mam za to tuzin faworytów. Wszystkiego nie da się upieć, prawda? A raczej: wszystkiego nie da się zjeść!
Trochę mi nie na rękę te trzy dni pracy w przerwie między jednym wydłużonym weekendem a drugim, ale co, no, mus to mus, lekko nie ma. Rekompensuję sobie ten niefortunny powrót do pracy, tę przerwę w wypocznku, te katorgę zawodową jednakowoż kadarką za 7,87 z biedronki na tarasie wolnutko sączoną i delektuję się wiosną, która zaraz przecież się skończy (i wróci cholerny październik, który jak kiedys wyczytałam tak naprawdę nie jest miesiącem a stanem umysłu...).
i jeszcze te usta usta. Rozniosły mnie wczoraj emocjonalnie w kompleksowy sposób. Pół nocy szlochu, pół dnia przemyśleń. Ot i serial komediowy.

niedziela, 24 kwietnia 2011

i już


Kochani,
jako że u nas babka dumnie się pręży na stole, a sernik nieśmiało zerka z narożnika, flirtując z mazurkiem bakaliowym i tortem a'la dacquoise, pasztet odbywa pogaduszki z pieczoną karkówką zagadując chrzan i białą, okna nie są idealnie lśniące a i podłoga nie błyszczy nadzwyczajnie (no dobra, no, wcale nie błyszczy), życzę Wam, byście i Wy mieli to w nosie i cieszyli się sobą, słońcem, wiosną i czasem.
Tak jak my!

czwartek, 21 kwietnia 2011

czwartek tuż przed


Zrobiłam dziś rzecz charakterystyczną dla matek niegodnych etykiety matki polki i wypchnęłam nielaty do placówki edukacyjnej, mimo iż mam dzień wolny. Od pracy. Zawodowej. i już o 9:37 skończył mi się czas wolny, gdyż przede mną porządki, lekcje z maturzystką, zawiezienie dokumentów do szkoły muzycznej, wizyta u okulisty, zakupy, albowiem nawet sera na sernik nie mam ani mięsa na pieczyste, i tak oto do domu wróce zapewne po powrocie maluchów z przedszkola. Wtedy zabiorę się za pieczenie.
Mam jednak wrażenie, iż żyjąc tak intensywnie czerpię to życie garściami, a do tego udowadniam sobie i innym, iż jest ze mnie istota inteligentna. Niektórzy uczeni twierdzą bowiem, iż ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą, a dla mnie pojęcie nudy jest wysoce abstrakcyjne (mniejsza o powody, pozory drzemiącej we mnie inteligencji jednak tworzę).
Umyłam okna, efekt jest opłakany, w słońcy połyskują muzgi i niedoróbki, zmyłam za to ochronną warstwę brudu i nie wiem, jak okna się w nowych warunkach odnajdą. Kurz nadal zalega. A jak Wasza, khem khem, przedświąteczna krzątanina?

środa, 13 kwietnia 2011

utyskiwań ciąg dalszy


Mamy teraz przegląd maminych fobii. Które oczywiście ujawniają się tylko w czasie intensywnej nauki. Czyli znienacka budzi się we mnie pedantka. Piekarnik na błysk wygłaskuję, z nagła uwiera mnie pełen brudnej bielizny kosz, więc nastawiam kolejną porcję prania, szoruję zlewozmywak, piekę chleb, i nawet pokusiłabym się o szarlotkę, ale to byłaby już przesada. Biorąc pod uwagę zdobytą w sobotę pierwszą w mej długiej i rozlanej historii studenckiej pałę z kolokwium, i spodziewając się niestety kolejnej, czy należałoby się zacząć leczyć z tych lęków? (tych o podłożu pedantycznym, a nie ocenowym, no co wy).
Przede mną kolejny weekend w szkole, nie mam ostatnio lekko a najbliższym wolnym weekendem dysponuję w okolicach połowy lipca (drugiej). Przecież to jest jakiś dramat (dodała, szperając po sieci w poszukiwaniu ciekawych studiów podyplomowych, o których pod żadnym pozorem nie może wspomnieć przy mężu).
i wiecie co? znalazłam oto swe oblicze na któreś tam stronie folderu informacyjnego mojej uczelni! Wszystko legalnie, bo decydując się na sesję podpisałam umowę, w której uprzedzają mnie o możliwości wykorzystania moich wdzięków i własnego wizerunku do celów reklamowych, ale nie przypuszczałam, iż tak się stanie. I jakież było moje zdziwienie, gdy się tam znalazłam...
Kwitną mi dwa egzemplarze grudnika. Dlaczego, drogaGosiu, pytam i od razu proponuję dwie możliwości:
1. przespałam oto wiosnę (przespałam, buuuułłłaaaahahaha sama nie wierzę w to, co piszę!!!!) i zbliża się właśnie Boże Narodzenie, więc nic dziwnego, że grudniki kwitną, wszak grudzień za pasem.
2. zima daje mi delikatnie acz stanowczo znać, iż w dupie ma wiosnę i kalendarz i nie odpuściła.
Obie możliwości wydają się prawdopodobne, nie wiem, chyba powinnam się zacząć leczyć. A na pewno powinnam się pouczyć.
chleb pachnie cudnie...

piątek, 8 kwietnia 2011

update


Nie piszę na bieżąco, bo moje notki byłyby nad wyraz monotonne w wydźwięku. I tematyce. Jestem po prostu przeraźliwie zmęczona, nie nadążam, boleję nad praniem, o którym zapominam i dwa dni po wypraniu błaga o litość i samo wypełza z pralki. Tygodnie a nawet miesiące, o laboga, galopują z prędkością światła, do tego Zosia drugi tydzień w domu z kaszlem silnym, jutro chyba pójdę do lekarza i spodziewam się diagnozy. Na mój słuch to zapalenie oskrzeli, niestety, przecież już trzy miesiące nie miała.
Na studiach tyle pracy, że nie ogarniam, w pracy zapiernicz koszmarny, ja wiem, życie. Ale w pracy mam tyle godzin, że trzech brakuje do dwóch etatów. Nauczyciele pracują w szkole 18 godzin, ja - 33. Czasem sama się zastanawiam, jak ja to wszystko ciągnę. Chyba siłą rozpędu.
Z dobrych wieści mam taką, że mamy już wanne i rozkoszuję się ciepłymi kąpielami dla relaksu, dziś zamierzam nawet sobie schlebić kieliszkiem wina. A no i zdobyłam się na pełną asertywność i przekazałam rodzinie wieści o świętach na tyle stanowczo, że nie było sprzeciwu, a nawet wydawało mi się, że słyszę pomruki wyrażające zrozumienie.
Dzieci mi dorośleją, ich słowa, gesty, emocje są już takie inne. Oboje są empatyczni. Jasne z modrym, kiedy to wszystko się stało???
Moje przyjaciółki osiągają olbrzymie sukcesy. Pokonują bariery, zmierzają się ze słabościami, z pokusami, stają do walki, wygrywają. Czasem mam wrażenie, że ja stoję w miejscu.

zaproszenie


Zosię zaproszono do wzięcia udziału w procesie rekrutacji do szkoły muzycznej. Uczucia mam wybitnie mieszane. Zgadnijcie bowiem, kto będzie skazany na dowóz - odbiór, przesłuchania i gonienie do ćwiczeń, które są raczej zmorą? Z drugiej strony - jednostka jest to raczej elitarna i nie wiem, czy mogę dziecku stawać na drodze rozwoju. Z trzeciej strony, szkoła nie jest AŻ tak daleko. I WTEM, Frans, do innej placówki już przypisany, zrobił nam niespodziankę w postaci opinii od przedszkolanki muzyczki, iż on jak najbardzie też powinien, gdyż głos i słuch i och ach i iść za ciosem.
Czeka nas kilka decyzji do podjęcia. Zastanowię się nad tym w nocy.