czwartek, 29 października 2009

skarby jesieni


Poszliśmy dziś do lasu na spacer. Las pachnie jesiennie a moje dzieci mają zapalenie oskrzeli, wiem, stara historia. W poniedziałek nie wyjdę od lekarki bez skierowania do laryngloga i alergologa. Czas zacząć leczyć przyczynę, a nie wiecznie skutki.
Także wiecie, moja depresja ma się cudownie, pielęgnowana okolicznościami przyrody.
Tylko to słońce dziś i piękne kolory liści klonowych i muchomorów bajkowych dziś mnie rozpromieniły.
A jutro podrzucę Wam stronę i będę prosić o głosy. Same piątki. Wyjaśnię niedługo.

poniedziałek, 19 października 2009

SAD


seasonal affective disorder
kliniczny przypadek
tu
właśnie pisze.
Jestem beznadziejna, z niczym sobie nie poradzę, dzieci tuż po przebudzeniu pytają, czy dziś też się spieszę. W korku po drodze do domu, kiedy znów warczę, gdyż na przyjemniejszy ton mnie nie stać, przypominają mi, że przecież nigdzie nam się nie spieszy. A jednak. Ciągle w niedoczasie. Ciągle w pogoni. Ciągle poganiająca.
Wraz z przyrostem warstwy liści na ścieżce w lesie, rośnie mi poziom frustracji, zmęczenia i zniechęcenia. Perspektywa listopada nie pomaga.
Warczę i szczekam.
Jak mój pies na łańcuchu.

sobota, 3 października 2009

książka kucharska needed


Jako, że powinnam się uczyć (wiem, włącza mi się stara gadka), prokrastynacja triumfuje uśmiechnięta od ucha do ucha.
I zaglądam do naszego projektu budowalnego (czeka nas od wiosny rozbudowa, temat to bardzo nieprzyjemny, nie będziemy mieli gdzie mieszkać, to znaczy mostów w Poznaniu ciut mało... czeka nas zimowanie - wiosnowanie i latowanie u rodziców w ciasnocie, sami rozumiecie, nie lubię poruszać wątków, które wzbudzają u mnie nieprzyjemne dreszcze) i po wczorajszej wizycie w Ikei urządzam przyszłą jadalnie. Wyjątkowo twórcze zajęcie, w porównaniu do przyswajania długiej listy czasowników nieregularnych szczególnie. A jadalnia realnie ma szansę powstać nie wcześniej niż za rok - dwa.
I syn nasz ma jutro imieniny, drugie w swym życiu, gdyż oba nasze dzieci mają imieniny po urodzinach (byliśmy wymagający w stosunku do patronów, nie chodziło nam jedynie o imię). Szukam więc miejsca oferującego dobry posiłek, gdyż przecież na przygotowanie czegoś mi nie starczy czasu (jasne, jak go spędzam przed monitorem elsidi).
I szukam sposobów na uciekającego psa (łańcuch nas nie interesuje).
Co na obiad robicie?

czwartek, 1 października 2009

jak w czeskim filmie


Stałam się czechofilką. Pokochałam kino  naszych południowych sąsiadów,  wczoraj udałam się ze ślubnym do kina studyjnego, by zobaczyć jeszcze już nie takie świeże "Butelki zwrotne" (nie mylić z opakowaniami wtórnymi. Jak szłam na "Do Czech razy sztuka", to poprosiłam o bilety na "do Czech to ja mam za darmo", bileterka się nie postukała w czoło ale zatrzymała się w połowie gestu...). Doskonały film, do śmiechu i refleksji.
No i ten Jiri Machacek...jedyny jego feler, że z lodówki wyskakuje (pojawia się w każdej ostatnio emitowanej produkcji czeskiej i polskiej - Wino truskawkowe na ten przykład), ale oko na czym jest zawiesić, co za każdym razem cichaczem robię (bo my tak z mężem te czeskie filmy łykamy).
A teraz zamyklam z klaskiem laptopa i do odmiany czasowników MARSZ!