niedziela, 23 października 2011

niedzielnie


Piękna niedziela za nami, spędzona na targach hobbystycznych, na podziwianiu kolejowych miesteczek (dzieci) i dorosłych facetów (my), którzy całymi dniami pstrykają w miniaturowe zwrotnice i zapatrzeni w maleńkie wagoniki budują, malują, składają, stawiają i podziwiają. A na targach dopilnowują, by to działało. I pilnują, czy widownia jest kontenta... (stwierdziliśmy dziś, iż oni mają dwa równoległe życia, jedno za biurkiem, kółkiem, na boisku czy na ringu, gdziekolwiek, drugie przy kilkucalowych kolejkach, szybowcach, samochodach, drzewach, budynkach, tunelach. hobbyści). Nas zafascynowały gry planszowe, wypożyczyliśmy dixit, która nas pochłonęła na kilka dobrych chwil i zajmie nas zapewne na kilka wieczorów. No i WYGRALIŚMY w konkursie Pikinini, co nas tak ucieszyło, że skakaliśmy z radości!!!
a tymczasem u nas zbliża się lubilełusz, mój maleńki syneczek kończy pięć lat! Kiedy, ja pytam zasępiona, kiedy ten czas minął, dopiero spierał mi trzewia od wewnątrz, dopiero wyciskał mozolnie swe 3800g wąskim przesmykiem nad ranem, dopiero koiłam bóle porodowe w wielkiej wannie, w 200 litrach ciepłej wody, dopiero wysłuchiwałam utyskiwań położnej na temat zarobków w budżetówce i mego męża potakiwań, gdy ja wiłam się w bólach krzyżowych i skurczach partych. A teraz on, mój maleńki synek, wali mi, iż całowanie mamy w szkole to obciach! Wali mi, że mnie nie kocha (wyłaskocz mnie, mamo, nie koooochaaam cięęęęę, no dalej, wygiglaj mnie!!!), ogrywa mnie w rumikuba i doskonale się bawi hotłilsami, budując im tory, tunele i garaże. Jest bystry na te swoje całe pięć lat, tak twierdzą jego nauczyciele szkolni, jest przeuroczy w placówce, wszyscy go uwielbiają (o czym mówią głośno, donośnie i często), potrafi sobie ludzi oswoić i zjednać. Lubi szkołę (może bez ekscytacji), nie cierpi przedszkola, i chyba nie będzie go dobrze wspominać...jest radosny i ma świetne poczucie humoru. Uwielbia wzbudzać sobą zainteresowanie, czasem płaczem, czasem występem. Nie ma nadmiaru cierpliwości (ale kto w tym wieku ma?).
Fajny z niego dzieciak, naprawdę.

sobota, 8 października 2011

gorączkowy okres


w tym tygodniu kwestia korków dotyczyła mnie wyłącznie teoretycznie, albowiem Zosia zapadła najpierw na chrypę, później na gorączkę, później na zapalenie krtanii, by znów zapaść na gorączkę do 39, która to łagodnie przeistoczyła się w zapalenie oskrzeli. Zatem mój permanentny wkurwik przeniósł się z fotela kierowcy na miejsce tuż przy kanapie mamopodaj, mamoprzynieś, mamogorąco, mamozimno, mamonoooo.
i do tego, jako że jestem wybitnie niesubordynwanym klientem placówek zdrowia, nie posłuchałam lekarki w kwestii sterydów przy zaledwie zapaleniu krtanii, więc gdy poszłam zdiagnozować zapalenie oskrzeli dostałam antybiotyk, a ja wtedy zaledwie zaczęłam podawać wziewy, więc antybolu nie dałam, lekarka mnie nie będzie lubić, ale ja też jej nie lubię, skoro kilkanaście już razy zapisała antybiotyk, a ja go nie podałam i się udało jakoś wydobrzeć...
Zofia musi jeszcze pobyć w domu, więc nadciągają posiłki z południa, teściowa przybywa jutro, chatę doprowadzam do ładu, co proste nie jest, gdy mąż dłubie na dworze, dzieci porządkami niezainteresowane, a metraż nam się nieco powiększył (tylko nie myślcie, że żałuję).
czeka nas też wybór kompletu wypoczynkowego, co proste nie jest. Od przybytku ponoć głowa nie boli. Zobaczymy zatem.
Poszłabym do fryzjera. Odczarować zimę, która niespodziewanie wtargnęła zamieniając się miejscem z latem. Ech.