wtorek, 9 czerwca 2015

nie odkładaj macierzyństwa

Wczoraj internety wygrała kampania fundacji Mamy i Taty traktująca o nieodkładaniu MACIERZYŃSTWA na później. Dziś (i przez kolejnych kilka dni, sądzę) też ma szansę. Kampania dość naiwnie namawiająca do wzrostu dzietności w młodszym wieku. Naiwnie i dość beztrosko. Do tego autorzy bardzo jednostronnie do tematu podchodzą i dopuszczają jednakowoż akt niepokalanego poczęcia, zarezerwowanego przecież dotychczas tylko dla Tej Jedynej.
Moje, bogate przecież z pewnego punktu widzenia, doświadczenie mówi, iż poczęcie dzieci w wieku 20+ było bułką z masłem, w wieku 30+ zajęło nam dwa lata. Ale o niczym to nie świadczy w globalnym rozrachunku. Mając dzieci za młodu, faktycznie nie zaznałam swobody, wiatru we włosach (szczególnie łonowych), powiewu korpokariery i podróży transoceanicznych. Ale śmiem podejrzewać, bacząc na swe predyspozycje, ówczesną sytuację ekonomiczną oraz potrzeby - że ich nieposiadanie w niczym by mojej sytuacji nie zmieniło. Dodanie sobie do stanu niemowlaka po dekadzie znów zahamowało rozpęd robienia kariery zawodowej, ale rozpędziło mnie emocjonalnie. Dodam, że podróże rozpoczęłąm z dwojgiem dzieci pod pachą, ale to znów nie ma znaczenia dla ogółu.
Podobnie, jak Dorota, nie kminiłam specjalnie, kiedy mieć dzieci i dlaczego (nie) teraz. Byłam na nie gotowa, mąż też, wiem, jaki to luksus, jaka to jednak beztroska, jakie to szczęście nie musieć robić dzieckoplanów, tylko po prostu robić. Bez dylematów i wahań (chociaż zawsze z lękami w głowie, zawsze - czy się uda, czy podołamy, czy nam styknie cierpliwości i zdrowia).
Naprawdę myślicie, że do dzieci należy kogokolwiek namawiać?
Że ktokolwiek może w ogóle stwierdzić, kiedy dzieci mieć najlepiej?
I że cała kwestia dotyczy wyłącznie matek? 
Głupio to wszystko brzmi. 
I bardzo nieprawdziwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz