niedziela, 16 września 2012

sunday noon

Dziecięca infekcja zmogła mnie do tego stopnia, iż dziś jestem w stanie jedynie przewracać się z boku na bok  i przekładać kołdrę, trzymając w ręce kindla (każda książka jest dziś za ciężka), załadowanego angielskimi czytadłami Jane Green i Jill Mansell, idealnymi w tych okolicznościach. A to zaledwie katar i koszmarny ból gardła. Jedyna podjęta aktywność to obleczenie się w gruby szlafrok i przygotowanie sobie, piętro poniżej sypialni (a zejście po schodach skończyło się zadyszką) śniadania i wiaderka herbaty z cytryną i miodem oraz zmiana płyty dvd z Pana Kleksa, obejrzanego z rana przez nielaty na Garfielda oglądanego do południa (nielaty też dziś piżamowo). A w planach jeszcze Amelia i inne klasyki.
Dusi mnie ten wrzesień z wielu powodów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz