niedziela, 9 czerwca 2013

11.11.1919-30.05.2013

Urodził się z hukiem, w pierwszą rocznicę odzyskania niepodległości, co roku Jego urodziny znaczono w kalendarzu bardzo wyraźnie.
Kochał dzieci, Franka bezkrytycznie, zawsze wytapiał dla mnie smalec, parzył boczek i codziennie, podpierając się laską, szedł dla nas po bułki i gazetę, zanim nam chciało się łypnąć okiem po przebudzeniu. Nie pozwalał, bym miała pusty talerz i kieliszek, niejedną butelkę z Nim wychyliłam, a latem co roku dla mnie przygotowywał wiśniówkę i w słoiku szykował wiśnie do wyjedzenia.
Mawiał, że tak to jest jak się ma serce blisko dupy, i ze swojego całego metra sześćdziesiąt z sercem na dłoni dbał, żebyśmy czerpali z życia, ile się da.
Umarł po cichu sam w szpitalu, nie zdążyliśmy, rano o ósmej łóżko na OIOMie było już puste.
Datę Jego śmierci w kalendarzu znaczono bardzo wyraźnie, wszak Boże Ciało to święto.
Nie mogę uwierzyć, że zajął chmurę koło Babci. Dziadek mojego męża. Mój najprawdziwszy najkochańszy Dziadek Janek. Mam Tam swojego człowieka.

1 komentarz:

  1. Bardzo mi przykro. Przyjmij proszę wyrazy współczucia. I pięknie o Nim napisałaś.

    OdpowiedzUsuń