sobota, 3 stycznia 2015

refleksje sprzed roku

Rok temu to było, w czasach odległych galaktyk. Wigilię spędzaliśmy w licznym gronie, dwadzieścia z hakiem człowieka przy suto zastawionym stole, gwar, hałas, języki świata i życzenia. A za oknem, na tarasie u sąsiadów, krzyczało niemowlę, wystawione zapewne na drzemkę, trochę zapomniane w ferworze świątecznej krzątaniny. Widziałam to, zapamiętałam trwale, dopiero dziś jednak dojrzałam ten obraz szerzej.Taka metafora, taki symbol prosto po oczach, bardziej się nie da wprost. Chuda dobrze to ujęła.
Rok temu już wiedziałam o drugiej kresce, ale była to wiedza świeża, nieoswojona, na drżących oparta kolumnach. I bardzo nierozpowszechniona. W te święta Kreska była już pełnoprawnym beneficjentem świątecznej atmosfery, zdominowała ją swoją chorobą, szczęśliwie niegroźną. Inne były te święta, w gronie stałym, bez nadmiaru gości (teściowa) i bez jeżdżenia (infekcja). Spokojne i niespokojne. Gwarne i ciche. Radosne i pełne zadumy.
Leoś jest najsłodszym niemowlakiem ostatnich lat. Jest spokojny, rozśmiany, pogodny. Silny, zaraz będzie sam trzymał pion przy siedzeniu, towarzyski, uwielbia Zosię i Frania, łatwo dostosowuje się do warunków. Wisienka na torcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz