sobota, 12 września 2009

od nowa


- no tobieto - rzekł Franciacho z emfazą akcentując drugą sylabę - nie mozes jusić? Mam ci ści...
- strzelić ci? - dodała Zofija
- z balona? - kontynuował nieletni.
przed nami sznur aut, nie ma szans dostrzeżenia płci kierowcy, rośnie mi tu szowinista, kiedy tylko opanowałam rechot i chichot w efekcie rozmowy na kanapie tylnej hondy rocznik dwucyfrowy, zaczęłam tłumaczyć, iż tobieta, nie-tobieta, płeć kierowcy nie determinuje jakości jazdy!
Tak, zaczęło się, podróżujemy monotonnie w korkach do i z pracy i przedszkola, dwie infekcje (na szczęście niegroźne) już za nami, wdrażamy się w pęd i oswajamy poranki o szóstej. Z minutami (dwoma, ale w tej sytuacji każda minuta się liczy).
Biegam, gubię z trudem zdobyte podczas wakacji cenne kilogramy, niecierpliwie oczekuję zajęć na uczelni (entuzjazm wygasa przy pierwszym kolokwium zwyczajowo), przyzwyczajam z pewnymi oporami i dwoma kroczkami w przód przy jednym do tyłu synka do edukacji pozadomowej, zżymam się na myśl o pomysłach ministerstwa edukacji, które rozsyła podobno po zerówkach ekipy sprawdzające, czy oby pięcio- i sześciolatki nie są uczone według starej podstawy, wkurza mnie niemiłosiernie fakt przypisania WSZYSTKICH pięciolatków do grup "zerówkowych" i tym samym pozbawienie rodziców niejako możliwości decydowania (tkwię z uporem przy stanowisku, iż żywiołowe sześcioletnie dziecko lepiej będzie funkcjonowac w zerówce niż w pierwszej klasie, nie usiedzi, albo z trudem, 45 minut, i zaserwuję mojej córce podwójną zerówke. Wolę, żeby się nudziła, niż zbierała uwagi i czuła się niedopasowana w szkole), długo by pisać.
I tak, wylawszy żółci garniec cały delektuję się weekendem. Jutro kajaki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz