sobota, 11 maja 2013

szczęście

Słońce Toskanii opaliło nasze wymarznięte ciała do utraty pierwszej warstwy naskórka. Wina toskańskie  studziły nerwy, gdy mąż rozkwasił łękotkę i odmówił prowadzenia samochodu przez kilka dni. Oliwki, pomidory, mozarella i parmezan dostarczały rozkoszy podniebieniom, a towarzystwo zapewniło doskonałą zabawę tak w nocy jak i w dzień (dwa CB radia i zwojujemy świat! X factor może być nasz!).
Dzieci odmówiły powrotu, my trochę też, ale chyba jednak mamy w planach kolejny wyjazd, który nas trzyma w pionie.
Zofija w sobotę zażyła ostatnią porcję antybiotyku i tego dnia skąpała się w lodowatym morzu, dopełniając kąpielą w jeszcze bardziej rześkim basenie, i (prócz chrypy) jest okazem zdrowia, sama nie wiem, zbawienny wpływ pinii?
Przeczytałam trzy książki w ciągu tygodnia, to świadczy o jakości wypoczynku, prawda?
To były wakacje doskonałe.
Do lipca rzut beretem, doświadczam tego roku szkolnego szczególnie świadomie, jako matka dwojga uczniów, widzę zmęczenie i brak cierpliwości, widzę niechęć do biurka i krzesła, podręczników, lektur, nut i solmizacji, tego nie da się przegapić, szkoła męczy dzieci mimo, że uczy coraz słabiej, gorzka to refleksja z ust nauczycielki. Jak żyć, droga Gosiu, jak żyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz