poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Pod słońcem Toskanii.

Na dwa tygodnie przed planowanym od miesięcy wyjazdem zagramanicznym, Fransik metalicznie zakaszlał koło środka nocy, prezentując okazałe zapalenie krtani, które to niekiedy w przeszłości ewaluowało w kierunku oskrzeli. Dopsz, pomyślałam, a zdarza mi się to niekiedy, zen, dwa tygodnie, damy radę. Pięć dni przed planowanym od miesięcy wyjazdem zagramanicznym, tym dokładnie samym, Zosia zaprezentowała znienacka zapalenie oskrzeli z gorączką, kaszelkiem i gęstą wydzieliną z nosa, nie pomogły żadne zaradcze środki, bańki, ziółka i neozina. Mamy więc antybiotyk z wziewami, pocącą się dziedziczkę pod kołdrą, znudzoną i zdesperowaną by o-zdrowieć oraz symulującego osłabienie syna (trzeci telefon ze szkoły w ciągu miesiąca, trzeci raz odbierałam na sygnale całkiem zdrowy i żywotny egzemplarz dziecka, mnie to kiedyś wykończy).
Póki co, toskańskie plaże jawią mi się niezmiernie egzotycznie, jakby z drugiej strony świata, za daleko, by się udało, ale przecież musi się udać, prawda, no przecież musi się udać nam w końcu odpocząć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz