środa, 12 lutego 2014

w trakcie

Podczas gdy mój szanowny mąż bawi za kanałem La Manche i zwiedza zaśnieżony i wietrzny Manchester, ja bawię z dziećmi i umilam im niewątpliwie te ostatnie tchnienia beztroski. Pozwalam na długie wieczory, na leniwe poranki do południa, na zabawę lego i czytanie książek bez ograniczeń. Nie starczą te dwa tygodnie na regenerację sił, ale robimy, co możemy. Jutro na ten przykład chcemy upiec ciasto czekoladowe i zapisać się wreszcie do gminnej biblioteki fensi szmensi top. Nie żeby nam nie brakowało miejsca na regałach, Zofii jednak nigdy nie starczy książek na później, a zaczytuje się cwaniaczkiem. W ogóle kaszle to dziecko z przerwami od trzech tygodni i tak mnie to wkurza, że aż dym z uszu puszcza. Do tego mąż niedomaga, cholera wie, czy neurologicznie, czy ortopedycznie, nerwów od groma, jak tu być spokojnym.
A ja co, po trzydziestu kilku latach przeczytałam Jane Eyre i naprawdę się dziwię, dlaczego tyle czasu zmarnowałam, to doskonała książka, wciągająca, poruszająca, ale absolutnie niepretensjonalna, jakimi znajduję wiele pozycji z tamtego czasookresu.
I boli mnie głowa.
I śpię na okrągło.
I och tak bardzo nie chce mi się wracać do pracy.

1 komentarz:

  1. Pociesz się, że nie jesteś odosobniona w swojej niechęci powrotu do pracy - szkoły :)
    Ale już niedługo wiosna :)

    OdpowiedzUsuń