piątek, 18 września 2015

I'm so excited!

Nie wiem jak Wy, ja na piątek zawsze mam plan (i realizuję go czasem w kolejny czwartek, podobnie sytuacja wygląda z czytaniem Dużego Formatu, zawsze z tygodniowym poślizgiem, zawsze!).
A potem zawsze w piątek pielęgnuję frustracyjki!
Cieszy mnie perspektywa trójkowej listy przebojów, upstrzonej muzyką niczym bluzka Leona jedzeniem na koniec dnia, ale to co powinno nastąpić przed nią nie ma nic wspólnego z przyjemnością.
Odpuść, mówi wewnętrzny aniołek, zapierdalaj, skutecznie przekrzykuje go diabeł, najgorsze w tym wszystkim jest to, że przenoszę swoje oczekiwania na całą resztę familii, która jednakowoż nie marzy o sprzątaniu chaty od góry do dołu akurat w piątek (ale w zasadzie oni nie marzą o sprzątaniu chaty od góry do dołu nigdy, także).
Póki co anioł ma większą siłę przebicia, siedzę i sączę zieloną herbatę, bez pomysłu na obiad, za to puchnę z dumy, gdyż synek puchaty, posiadacz grubej dupki, przestał siedzieć nieruchomo i zrozumiałym jedynie sobie sposobem przemieszcza się ruchem posuwistym trochę za pomocą rączek, trochę ciągnąc pośladek po płaskiej powierzchni. I robi trzy kroki (przed zaryciem twarzą w beton, kafelek, trawę, dowolnie).
Tak, ma trzynaście miesięcy, tak, to późno, tak miałam kilka miesięcy więcej niebiegania za człowiekiem o nieprzewidywalnych reakcjach i , ustalmy to jasno, małym rozumku i rozsądku w zaniku.
Tak, absolutnie mnie to nie martwi!

2 komentarze:

  1. :) a ja co robię zamiast biszkopta na dzisiejszy wieczór panieński koleżanki? ;)

    OdpowiedzUsuń