sobota, 21 listopada 2009

nowymber


Któżby pomyślał, iż nas listopad tak cudownie potraktuję i rozpieści radosną wiosną w samym środku paskudnej jesieni? No któż? Aż się boję chwalić, żeby jutro nie zastać szarugi i deszczu ze śniegiem. Acz w zamian media nas nie oszczędzają i serwują, niczym Hiob, same radosne nowinki o kolejnych zgonach i stanach ciężkich, im bardziej w ciąży i im bardziej mnogo, tym poczytniej/posłuchniej. Ciekawa jestem niezmiernie ILU na tym zbije fortuny, bo że ktoś - w ogóle nie wątpie.
Męża porwał squash, dzieci porwała ciufcia, miałam więc chwilę na naukę, hehe, acz dzieci nadal we śnie nie pogrążone, i chęci do nauki coraz mniej, mnie teraz naprawdę ciągnie do ozdób frywolitkowych, ewentualnie ręcznie wyrabianych prezentów gwiazdkowych, i skąd na to uciułać choć godzinę dzienie?
Nic. Jak wrzeciona nie chwycę, nie zrobię nic. Będę więc lecieć. Koronki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz