czwartek, 26 sierpnia 2010

mimozami jesień się zaczyna


Zaczęła się licytacja: schody bukowe czy dębowe? Wchodzi w grę także jesion. Drzwi do łazienki, kafelki, drzwi wejściowe. O farbach nie wspomnę. Dochodzę do wniosku (bo od strony dekoratorskiej ja dowodzę tą banderą), że zaprawę, gładź i regipsy wybiera się szybciej i zdecydowanie prościej.
Po piętach depcze mi pierwszy września, bezwzględnie obciera kostki, początek wielkiego bałaganu zwanego rokiem szkolnym. Choć nadmiar czasu spędzanego z nieletnimi własnymi i spowinowaconymi, z rodzicami, z których jeden siedzi od dziesięciu dni ze złamaną rzepką po zabiegu zadrutowania, wszystko to sprawia, że z niejaką ulgą myślę o pracy, która mnie wysysa z tego hałasu domowego. Nic to, że hałas w mojej pracy przewyższa dopuszczalne normy. Dobra, przyznam się: nie chce mi się wracać do pracy a przedszkole cieszy mnie tylko przez dwa góra trzy dni, gdyż ich następstwem jest pewna infekcja u jednego z dzieci. I sam tylko strach przed tym mnie paraliżuje. Ot.
I już mnie nękają sny, że jestem niegotowa, że nie zdążam, że biegam, krzyczę i wstaję o 6 rano, mój Boże.
W ramach oswajania jesieni nabyłam kalosze, twarzowe, że tak to ujmę. Mimo to jesień jest mi nadal obca i wstrętna, cóż poradzę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz