poniedziałek, 11 lutego 2013

o metalowej półce

W pustej już piwnicy mieszkania moich rodziców, mieszkania, które w przeciągu kilkunastu dni zmieni właścicieli, od kilkunastu lat leżał karton. Zakurzony, zapomniany, skrywał sekrety przeszłości. Pod pamiątkami chrztu i komunii zaszyłam moje pamiętniki, zaprzeszłe kalendarze szalonego małolata 93/94, kalendarze filipinki z lat kolejnych, zeszyty na kłódkę, wszystko to robi mnie na miękko, uwalnia wspomnienia, bawi do łez, studzi moje grafomańskie zapędy, przeraża (to nie mogłam być ja, ta wiecznie nieszczęśliwie zakochana, w pretensjach, nadąsana, posępna, efekciarska, patetyczna, górnolotna, kiczowata, modelowa).
Radzę Zosi pisać pamiętnik. Będzie się miała z czego śmiać (albo na co obrażać).
W kartonie miałam także swoje pierwsze zeszyty do polskiego i matematyki, z pierwszej klasy (i z maturalnej, taka klamra kompozycyjna) i jeśli ktoś narzeka na przeładowany program nauczania, to buahahaha, my mieliśmy RÓWNANIA (co i tak nie rozwinęło mnie na tyle, bym była w stanie pojąć choćby elementy królowej nauk).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz