poniedziałek, 4 lutego 2013

siedem tytułów od początku roku

Naszym ciekiem wodnym ostatniej nocy stało się Frankowe podgłośniowe zapalenie krtani, czyli: inhalacje, hydrokortizon, wdychanie lodowatego powietrza zza okna i podziwianie śnieżnych krajobrazów za oknem. Adrenalina plus milion i pół nocy w plecy. Dziś Frans okazuje się okazem zdrowia, ale drżę na myśl o nocy, bo zapalenie owo, wredny kutas, budzi dzieciaka znienacka (a mnie pierwszym świszczącym oddechem) w środku cudownej fazy rem koło 3. Nad ranem. I ponoć wyrasta się z niego w okolicach trzeciego roku życia. Ponoć. No nie wiem. Frans mam już sześć z hakiem.
Poza tym czytam tę J.K (a dzieci wchłonęły audiovideo J.R.R. z żalem, że to już koniec, nie wiem, może podrzucę im trzy opasłe tomiska, to im żal przejdzie?), zaczyna się rozkręcać, mam już w zanadrzu podobno dobrą komedię kryminalną na kindla Natalii 5, wczorajszy wieczór spędziłam w mieście książek, śliniąc się obficie i zalewając klawiaturę sypiącego się ostatnio notebooka na co drugi tytuł (i wcale mnie nie zaskoczyło, iż autorka miasta jest wykładowczynią na uczelni, którą niedawno ukończyłam). A dziś pojawił się nowy post z nową inicjatywą, tekst dobry, mądry i przemyślany (i nie, nie dlatego tak sądzę, iż mogłam się z Padmą spotkać na egzaminie z literatury!). Czytajcie!
Czołem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz