niedziela, 3 lutego 2013

cieki wodne i szorstkie pięty

Był taki czas, wydaje mi się, że wcale nie tak dawno temu, kiedy przyjęłabym sen w każdych warunkach o każdej porze i jeszcze przytuliła czule. Tymczasem zdarzają mi się od niedawna noce, podczas których budzę się znienacka i mimo pory nieznanej (zapewne głębokiej nocy, wnoszę po ciemności za oknem) mój organizm odmawia ponownego zaśnięcia. Moja teściowa zapewne wyczułaby swym wahadłem, czy obrączką zawieszoną na włosie, żyły wodne przebiegające pod wezgłowiem naszego łoża, ja raczej wietrzę cieki myślowe w moich pocharatanych zwojach mózgowych i rozkminianie niepewnych kwestii, które w nocy stają się węzłami gordyjskimi, w łagodnych postaciach - patami, a najczęściej matami stawianymi mnie! Drażni mnie natenczas wszystko, zagnioty na jaśku, skotłowane prześcieradło, posapujący mąż a także szorstkie pięty. Jak księżniczka na ziarnku grochu.
Weekend mija nam bardzo pracowicie: Zosia ma stosy zadań domowych, i to naprawdę stosy, mąż ma mnóstwo papierów, Fransik cośtam brzdęka legato na skrzypcach, a ja mam kuchnię na cały tydzień i sprawozdania semestralne i kupę radości z tego, że nie muszę się uczyć do sesji zimowej (dyplom nadal kurzy się na jednej z półek dziekanatu, mam ambitny plan uratowania go i nabycia z tej okazji butów, no bo przecież mi się należą!!! już w najbliższy piątek). Poza tym zimno znów na dworze paskudnie, że spacer chciałam uciąc w połowie, ale byliśmy już za daleko.
Czy "Trafny wybór" J.K. Rowling nabiera tempa po setnej stronie? Za dużo nazwisk, zbyt wiele wątków, nie mogę nadążyć, nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz