środa, 23 lipca 2014

codzienność

Udało mi się dziś odebrać telefon od kolegi (to nie takie oczywiste, bo często włączam przynajmniej głos). Kolega poinformował mnie, że księgarnia skompletowała całe zamówienie podręcznikowe, co oznacza, że dzieci mam praktycznie gotowe do pójścia do szkoły za kilka tygodni (tylko im tego nie mówcie, niech się cieszą, pacholęcia, pozostałą im resztką swobody). Co musi oznaczać, że syndrom wicia gniazda w pełnym rozkwicie, zazwyczaj bowiem pod koniec sierpnia dzieci wyposażone były w kredki.
Ponieważ temperatura nieco spadła, przynajmniej w prognozach pogody nie przekracza 30 stopni (w praktyce 32 jest codziennie, a Poznań od kilku dni jest najgorrrrrrętszym miastem Polski), zdecydowałam się wczoraj na przyjęcie przyjaciółek na tarasie, a ja na taras często w tych okolicznościach przyrody się nie wybieram, o nieee. Dziś dzień lekarski, Zosia i Albercik mają bilans, także o odpoczynku nie rozmawiamy, ale no cóż, dobrze że samochód ma sprawną klimatyzację.

2 komentarze:

  1. Matko!! przypomniałaś mi, że nie mam ani pół podręcznika i ani pół zeszytu dla moich dzieci!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie! Jest dopiero druga połowa lipca! Zeszytów też nie mam i kredek jeszcze. Mamy czas :-D

    OdpowiedzUsuń