sobota, 2 sierpnia 2014

Final countdown

W moim wnętrzu toczy się od tygodni nierozstrzygnięta walka o przestrzeń. Albercik walczy o swoją, moje trzewia o to samo. Mam wrażenie, że nie mam już milimetra nieunerwionego, boli mnie nawet skóra.
Ja, Synu, wszystko rozumiem, Twoje niewygody, cierpnięcie, upalne 36,6 w basenie, ale na Boga, zlituj się nad coraz starszą matką, która w samochodzie nie wie, jak siedzieć, żeby pomieścić jakże niezbędne: wątrobę, żołądek, trzustkę i przeponę wraz z nie mniej ważnymi jelitami a także Ciebie, około trzykilową sztabkę szczęścia.
Mieszkanie ogarnięte. I muszę tu powiedzieć, iż jestem doprawdy pod wrażeniem swojej własnej kondycji w dziewiątym miesiącu ciąży. Ciężko mi się schylić, zadyszkę mam na półpiętrze, ale odkurzam te swoje 50 metrów kwadratowych, a potem lecę ze ścierą i nic mnie nie jest. I nic mnie nie dolega! Oprócz silnego naporu na żebra.
Prawdę mówiąc, liczę już dni. I nic na to nie poradzę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz