niedziela, 12 września 2010

czerwone wino brdzo dbre hyp


-musisz sam przyznać, tato, że dawno się tak nie bawiłeś...-rzekła Zosia do swojego ojca w zeszłą sobotę, gdy po pas skąpani byli w piachu rewalskiej plaży. Udał nam się tamten weekend przecudownie, pogoda dopisała, wreszczie nabawiłam się pięknej opalenizny, nadmorska jest wyjątkowo ozdobna, moim zdaniem, zanurzyłam stopy i zaryzykowałam nawet umoczenie dzieci w otchłaniach Bałtyku, zabarykadowana podwójną warstwą ośmiometrowych parawanów pozwalałam piaskowi przepływać między palcami, magazynując tym samym energię na dziesięć miesięcy.
Któż mógł wiedzieć, że cała energia zostanie wykorzystana już w tym tygodniu... codzienność bowiem to dla nas katar i już kaszel u obu, guzek w piersi, organizacja opieki nad dziećmi, budowa i fachowcy, którzy jednak nie zdążą, kłótnie małżeńskie, krew, pot i łzy.
Dziś leniwa niedziela, opieka się organizuje i przyjeżdża z drugiego końca kraju, kaszel próbujemy zwalczyć póki co homeopatią, uspokajam się, że za kilka dni pójdę na USG i ono wykluczy to, czego się po cichu boję, że odwołana ekipa wróci wiosną z korzyścią dla wentylacji budynku, a za zaoszczędzone pieniądze skończymy łazienkę. Dziś świat wygląda nieco przyjaźniej, mam nadzieję, że to nie wpływ kaca po wczorajszej cudownej imprezie, a jednak zwyżka formy, która potrwa dłużej niż kilka godzin i nie wyparuje wraz z umykającymi z organizmu promilami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz