środa, 13 lutego 2013

wielkopostnie

Z posypaną popiołem głową, z wkruwem w oczach i iskrami złości w źrenicach, szukam miejsca na długi weekend, by znaleźć wentyl bezpieczeństwa, by mieć na co czekać i z czegoś cieszyć się, jak fretka, by odczarować zimę, która dziś znów utrudniła nam bezproblemowe dostanie się do cywilizacji, w której jednak czarne drogi to codzienność, a nie lód, szklanka i absolutny brak jakiejkolwiek przyczepności, pięć na godzinę, prytrytrytrytry, redukcja, oh wait, nie ma z czego redukować, nie ma biegu minus jeden lub choćby zero.
Kaszel ciągle męczy mnie koszmarnie, wywracając, mam wrażenie, płuca inside-out, postanowiłam coś z tym zrobić, ale jeszcze nie postanowiłam kiedy.
Póki co zakładam, że w poście nie będę się denerwować byle gównami, nie będę darła papy na dzieci non stop i ciągle, że zen, kwiat na tafli wody i w ogóle omniomniomniom. Tak mi dopomóż.

2 komentarze:

  1. Życzę Ci z całego serca wytrwania w postanowieniu. Słuchaj, a może będziemy się wspierać nawzajem? jak będę miała ochotę się wydrzec, to pomyślę o Tobie, że Ty też się starasz. Może to pomoże? :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślmy o sobie, bardzo myślmy, wzajemnie wspierając się telepatycznie w terapii ;) urzeka mnie Twoje spostrzeżenie, które jak w pysk strzelił opisuje MNIE MNIE MNIE (skąd tak dobrze mnie znasz?? :)), to o postrzeganiu siebie jako osoby o łagodnym i cierpliwym usposobieniu, którą własne dzieciątka potrafią w ułamek sekundy zmienić we wredną sekutnicę. I ja też w dziecięcym bólu głowy widzę guza. Uspokoiłaś mnie, Siostro, nie muszę się JESZCZE leczyć ;)

    OdpowiedzUsuń