wtorek, 28 grudnia 2010

i poszszszły


ponieważ miałam w domu w pierwsze święto 23 osoby (dobra, ze mną, ale zawsze), w pozostałe dni, aż do dziś do 9, kiedy pojechali - odetchnęłam z ulgą. Następnie ze trzy godzinki sprzątałam, cztery kolejki wyprały bieliznę pościelową (ty się ciesz, że masz pralkę automatyczną i pościel flanelową, czujesz, jakby to było na tarze i z krochmalem???), ogarnęłam dzieci, pochowałam cukier z widoku i padłam radosna. Doceniając przestrzeń.
Teraz odpoczywam (piszę esej o multilingual Britain, ale phi, no całkiem bezrobotną być się nie da), także cichutko się oddalę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz