piątek, 25 marca 2011

niespodziewanie trzy godziny


Już ubierałam wiosenne pantofelki (nogi miałam lekuchno zimne), a na czuprynę wciskałam czapkę (ale taką lekką, nie siermiężnie zimową), kiedy przyszła wiadomość, że wykład odwołany. Zyskałam 3 godziny.
---
Komu, powiedzcie, to ciepło przeszkadzało? Trzy dni słońca i deszcz ze śniegiem w natarciu. Jeden krok do przodu i trzy w tył, na nic moje rytualne pożegnanie z zimową odzieżą, zima sobie z rytuałów nic nie robi. 
---
Fransa przetoczył wirusik, i kiedy dziś obudził się już raźny i zdrowy, Zosię obudził stan podgorączkowy. Także na zachodzie bez zmian, jak nie jedno, to drugie, nikt matki nie oszczędza.
Rodzina stawiła się w komplecie punktualnie i w radosnym nastroju. Nie mogę narzekać, mówiąc szczerze, bo zajęli się dziećmi, posprzątali mi dziś kuchnie za lodówką włącznie, ugotowali obiad i gdyby nie ta ciasnota - odszczekałabym pokornie to, co mnie tydzień temu zważyło. Ale nadal niestety uwiera mnie brak miejsca, hałas, kiedy potrzebuję spokoju i konieczność milczenia, gdy potrzebuję sie rozruszać.
---
W tak zwanym międzyczasie Tato przeszedł zabieg oddrutowania łękotki złamanej siedem miesięcy temu, ale jakoś tak poszedł i zaraz wrócił, nie zdążyłam się po szpitalu pokręcić i dostałam wiadomość "jestem już w domu". Dobrze, naprawdę, trzy zabiegi operacyjne w ciągu roku. Wystarczy, uważam.
Użyję jednakowoż tego zyskanego czasu na naukę. Niech wzbogaci się moje słownitwo, hej! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz