poniedziałek, 7 marca 2011

snow is fallin' all around me...


umówmy się - zimo, spadaj! Piąty miesiąc mrozów i śniegu nie przechodzi bez echa, siejąc spustoszenie w moim doskonałym nastroju.
(I tylko dlatego, że mi mama w dzieciństwie powtarzała, żebym publicznie nie naudużywała wulgaryzmów, piszę "spadaj", serce krzyczy co innego.)
Czy klimat tak się zagalopował, iż zamiast obiecywanego globalnego ocieplenia, dla niespodzianki serwuje nam radosną epokę lodowcową? Czy też, jak mawiają najstarsi górole: w Tatrach to momy dziesięć miesięcy zimę, a potem to jus ino samiusienkie lato, hej! i z nagła ta sytuacja obejmuje całe terytorium Rzeczpospolitej? hę?
Nie wiem też dlaczego na chromie blox mi się na cały weekend zepsuł i nadal nie działa, musiałam wrócić do eksplorera, ale z drugiej strony może i dobrze, weekend minął mi szybko i kiepskiej aurze pod tytułem NIEZDĄŻĘNIENADĄŻAMPANIKAPANIKAPANIKA, szkoda pisać i pamiętać.
No i mamy jeszcze w przedszkolu ósmy (pasażer...) przypadek szkarlatyny, mam już internet przeryty w kwestii objawów. Póki co - spokój, nie chcę myśleć, że to cisza przed burzą. Choć spokój to pojęcie względne (w środę kontrolne USG piersi, spokój, powtarzam, to pojęcie względne).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz