wtorek, 7 stycznia 2014

śmierć ptaka

To co, mamy nowy rok, zaczynamy?
Kilka dni temu zbudził mnie (i to na równe nogi mnie zbudził) ptak, który w akcie samobójczym tak przyjebał (inaczej się tego nie da nazwać) całym sobą w szybę naszej sypialni, że myślałam że jakiś niezadowolony absztyfikant pierdalnął mi zapaloną petardą prosto w łóżko przez zamknięte okno. Pióra na tarasie zalegały jeszcze kilka dni, zwłok nie znalazłam, istnieje jednak prawdopodobieństwo, że ptactwo spoczywa we względnym spokoju na terenach sąsiada, gdyż siła odbicia mogła go wyrzucić nawet kilkadziesiąt metrów. No albo go wygłodniałe koty pożarły, well. Nie lubię ptactwa, brzydzę się piór, pasują mi jedynie jako wypełnienie ciepłej i dopasowanej kurtki. Także żal mi jedynie godziny snu, której definitywnie mnie ptak pozbawił (i pulsu ze 200, jak miotałam się po domu z obłędem w oczach, sprawdzając, czy wszyscy żyją.
Przed nami koniec semestru, co oznacza: tabelki, podsumowania, oceny, statystyki, obłęd, mrok, krew i łzy. To tak w skrócie. Trzeba się zatem wziąć, uzbroić, zakasać rękawy i spieprzać (zuzanka się doskonale odnalazła w tej naszej zimie stulecia), gdzie jest jaśniej, cieplej i uroczej. I zapewne leniwiej. I nie mam na myśli USA, doprawdy.
W opiniotwórczym portalu sfora.pl przeczytałam wczoraj, iż blue Monday zrobił wszystkich w balona i objawił się z zaskoczenia w pierwszy poniedziałek roku (zazwyczaj jest to trzeci taki poniedziałek, a określa się to na podstawie uwaga statusów na fejsie i twiterze). i tak, spadku samopoczucia i darcia paszczy na wszystkich za dwa tygodnie nie będę mogła zwalić na ogólnoświatową przypadłość, tylko na swój chujowy charakter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz