czwartek, 24 lutego 2011

uczelniany zgiełk


wiecie, co jest najgorsze w studiowaniu? Koszmarne po prostu?
Zdobywanie.
Nie, nie nienie, nie chodzi mi o zdobywanie wiedzy, jestem chłonna i chętna, radzę sobie całkiem nieźle. Zdobywanie wpisów do indeksu jednakowoź wkurza mnie głęboko, żeby nie użyć wulgaryzmu. Dziś poświęciłam kolejne, już zdaje się czwarte lub piąte, popołudnie, by złapać, dopaść, ustalić, wpisać, przepisać, zdobyć. I ufffff, z wielkim hukiem mój indeks dzień przed terminem wylądował w dziekanacie. Skończyłam pierwszy semestr, jutro zaczynam drugi, przerwy nie zaznałam specjalnej, ale przecież po co mi przerwa.
Za to mój ukochany syneczek, z którym spędzam uroczy tydzień w domu (czyli jeżdżę i zdobywam wpisy), powiedział mi dziś: jutjo fstanę jano, zabioję Figę na spacejek, pojdę po bułki i ci psyniosę.
Mam z niego pociechę niezłą! I uciechę po pachy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz