niedziela, 5 czerwca 2011

everyday is like sunday


ale miałam fajny weekend.
Nie żebym była specjalnie wyrodna, gdyż zdarzyło mi się zatęsknić i o mężu kilka naprawdę ciepłych słów wypowiedzić w przypływie szczerości, co czynię zdecydowanie za rzadko, bo to jest naprawdę wyjątkowy facet.
Ale wieczór wczorajszy, wieczór z dziewczynami, wieczór w gwarnym, ciepłym, spowolnionym mieście pełnym dźwięków, zmysłowych zapachów, tematów intymnych i zabawnych, wieczór śmiechu i wspominków, szczerości i lęków, zbiegów okoliczności i dobrych twarzy, wieczór o mocy regeneratora, był punktem kulminacyjnym. Doskonałym. Wytęsknionym. Fantastycznym!
teraz zasiadłam przed telewizorem, dałam się rozczarować wynikiem X Factor, pochłonęłam wielki kubek herbaty i czekam na poniedziałek, który jest nieuchronny, ale nie taki zły, gdyż zostały zaledwie trzy poniedziałki i będą wakacje!!! i czekam na podróżników, powinni tu być za godzinę. Robaki moje kochane!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz