czwartek, 23 czerwca 2011

fiu fiu


w oddalonej o kilka metrów ode mnie kuchni pomrukuje rytmicznie zmywarka. I gdyby nie jakaś frontalna konferencja much, odbywająca się, dziwnym trafem, akurat u nas w domu, i goszcząca setki tysięcy gości, z których nieliczni do domów swych i dziatek muszeczek nie wrócą, w domu byłaby cisza. Bo dzieci wczoraj wróciły, ale od świtu niemalże do zmroku, zasiedlają ogródek (albo to, co my tylko nazywamy ogródkiem). Z kolan nam nie chcą zejść, ale kiedyś muszą, żeby mamusia mogła odkurzyć, zamieść, przygotować smaczną przekąskę i posprzątać po niej. Czyli, jak widać, codzienność. Wplatam w nią jednak naukę, do soboty, kiedy to napiszę ten egzamin (w niedzielę też, ale już nie tak trudna część). Bo, i tu  u powinny zabrzmieć trąby, mam już wakacje!!! I chociaż praca zawodowa przestałą mnie nękać i poganiać. 
wracam więc do nauki, żeby sobie nie móc niczego zarzucić...
fajnie słyszeć ich perlisty chichot zza okna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz