piątek, 11 czerwca 2010

przeżyjemy, zobaczymy


Czy ja kiedykolwiek narzekałam tu na pogodę? Hę??? Hęęęę????? Jezu, nie ogarniam tej gorączki, a Zosi z 39.5 dygoczącej z zimna w ogóle nie ogarniam. Składam się wyłącznie ze strzępków nerwów. Jest mi gorąco (no co Wy, Wam też?) a moja mać właśnie uciekła z nadbałtyckiej plaży z obawy przed kompletnym wyziębieniem. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie za grosz. Jestem notorycznie zmęczona i głośno pociągam nogami, nie mając siły na elegancki krok damy. Irytuje mnie atmosfera przeciągu, nerwowości i bałaganu, bez przeciągu jednakowoż nie ma możliwości funkcjonowania bez ofiar.
A ja jadę jeszcze na zajęcia, chyba się pokicham ze szczęścia w tramwaju radosnym, merde.
Mózg mi w takich warunkach odmawia współpracy, za chwilę stanę przed strajkiem generalnym całego organizmu.
34 stopnie w cieniu, chyba ze 300% wilgotności, żyć nie umierać, prawda.
To ja pożyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz