Zen to ściema. Nie wierzcie, że na jodze jakikolwiek zen osiągniecie. Zen, kurwa jego mać, to zakwas w każdym mięśniu mojego styranego ciała. Rozważałam wysmarowanie się od czubka głowy do małych palców u stóp fenistilem, ale nie mogłam, bo by mi dwie tubki nie wystarczyły, a mam może pół tubki zaledwie na stanie.
Za tydzień znów idę, cierp ciało, coś chciało. Joga rulez!
I katar, jeszcze ten katar. Mamy tu lazaret, choć to katar zaledwie. U dzieci już epilog, u mnie preludium, przygrywka zaledwie, rozważam nawet (nie amputację, nie, no jak bez nosa???) wagary i absencję na jutrzejszym wykładzie.
Pionizuję więc te moje obolałe członki i czekam na poprawę. Co na zakwasy, błagam, pomóżcie!
masu, masu... nie wiem czy wirtualny masaż może pomóc? a termoforek?
OdpowiedzUsuńJa tam w jogę nie wierzę. To dla mnie jedna wielka ściema :)
OdpowiedzUsuńA tyś co się tak na tym blogspocie rozklęła? :)
ależ, ja tylko kopiuję stare, rozklęłam się zatem lat temu kilka(naście) ;))) a na jogę zawsze mam za daleko (acz dobrze mi robi na kręgosłup i inne członki)
OdpowiedzUsuń