piątek, 29 czerwca 2012

jeden

Zosia odebrała dziś pierwsze swoje świadectwo. Piękne, dodam. Pękałam z dumy, gdy została wywołana na środek auli za osiągnięcia w nauce i grze na instrumencie (wraz ze sporą gromadkę z jej klasy, ale ojtam). Sama też była przejęta, jak rzadko, dopytywała o oceny z kreską (czyt. świadectwa z paskiem), o których usłyszała od kolegów, przedeptywała niecierpliwie podczas koncertu, czekała na ten druk ścisłego zarachowania z utęsknieniem. I dostała z błędem, zmieniono jej drugie imię, muszę to wyjaśnić, ale już po weekendzie. Frans też pożegnał się ze szkołą, wieść o przejściu do muzycznej rozniosła się błyskawicznie, a on podczas tego roku musiał zauroczyć wszystkie kobiety w placówce, bo szlochała co druga. Rozumiem, jest uroczy, ten mój ciuciuciu synuś.
Jutro. Proszę o kciuki. Koło szesnastej rozpoczną się moje wakacje. Do szesnastej jednakowoż mogę zaliczyć zgon z nerwów, więc proszę. Liczę, że nie dostanę dwunastu pytań (z czternastu). No co, jak szaleć, to po całości. No risk, no fun, mawiają anglosascy pobratyńcy. A reszta? Reszta jest milczeniem.

2 komentarze: