poniedziałek, 18 czerwca 2012

przychodnia

Angina u męża przebiegła nadzwyczaj łagodnie, biorąc pod uwagę, iż cierpiał mężczyzna. Zaległ na dwa dni pod kocem, po czym, raźnym głosem i dziarskim krokiem zarządził koszenie trawy. Syn ucho ma wyleczone, migdały oklapły, źle nie jest. To znaczy wróć. Źle nie było do czternastej, kiedy olśniło mnie, że krostka pokazana mi przez Zosię nie wygląda na zwykłą, i że nie jest jedyną na jej gładkim niczem jedwab ciele. Krostka wodnista, na moje oko, kurde mol, nawiedziła nas ospa. Może się mylę, dzieciak tryska zdrowiem, głupieje jedynie głośniej, kilka krostek nie swędzi. Acz mając na uwadze panującą w poznańskich placówkach wirusówkę i fakt, że w naszym domu jej jeszcze nie było (mąż w ogóle bez ospy, ja za to podwójnie doświadczona nawet półpaścem), mogę sobie nasze plany wakacyjne schować do szuflady. Głęboko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz