piątek, 22 czerwca 2012

ospa doba piąta

Dziecko normalnieje. Ma nowe krosty, ale po powrocie z zakładu nie zastałam jej po/zaległej na kanapie ale u góry w swoim pokoju, bawiącą się w gonienie i poniewieranie brata. Apetyt nadal bardzo słaby, acz humor plus sto. Po południu wybiegła na dwór i z trudem dała się namówić na powrót na Harrego. Wieczorem spadek formy, ale cóż się dziwić. I chyba miała krostę na dziąśle. I jej odpadła. I ma odsłonięty kawałek zęba, którego zwykle spod dziąseł nie widać. Odrośnie to??? Bo sama mam obawy, zapewniając ją jednocześnie, iż wszystko ok.
A u mnie front. PMS przepleciony z końcem wiosny i SKRACAJĄCYM się od dziś dniem (czyli już po wszystkiemu, październik naciera...) i dwutygodniowym pobytem teściowej, który dziś dobiegł końca szczęśliwie bez ofiar w ludziach. Teściowa będąca kozą rabina dobrze mi zrobiła, acz na stu metrach kwadratowych jej obecność nie była męcząca, a nawet zbawienna, gdy musiałam iść do pracy (chociaż jej zbawienne rady, jak powinni byli grać nasi, żeby wygrać i tysiąc podobnych pytań podczas meczu, bo o piłce nożnej ma jeszcze bledsze pojęcie niż ja, działały mi na nerwy wybitnie, jak zwykle). Ale tradycyjnie już o dzieci zadbała lepiej niż ja i chwała jej za to. Obrona za tydzień, a ja dokładnie tam, gdzie córkę obsypało najszczodrzej. I do tego czarnej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz