środa, 29 sierpnia 2012

inwazja muszek owocówek

Co robi kobieta, pragnąca białego wina, w którym pływa wielodzietna wielopokoleniowa rodzina muszek owocówek? Używa drobnego sitka.
Doprawdy bowiem. Zaatakowały nas na koniec lata, nie odstrasza ich nic, żadne płytki przeciwowadzie, moskitiery, łapki i wkurw gospodarzy. Zostaje więc sitko.
Jutro idę do pracy. Posiedzenia rady pedagogicznej, zapewniam, do miłych nie należą, szczególnie analityczne spotkania, trwające do pięciu, sześciu godzin, po których trudno ruszyć dupsko z krzesła, po których pojawiają się odciski, a pięści drżą od zaciskania z nerwów i niecierpliwości. Także nic godnego zazdroszczenia.
W celu zapewnienia sobie bezstresowego powrotu do pracy po przedłużającym się urlopie, wysłałam dzieci do mamy, męża na dwadzieścia cztery godziny do pracy i cała będąc oczekiwaniem, zalegnę za chwilę na kanapie z Blondynką, która jest lekturą wielokroć kanciatą, i w kształcie, niemal osiemset stron w twardej oprawie, i w treści, poruszając każdy mój nerw i uderzając każdą emocję.
Lato wybitnie czytelnicze. Trudno mi wyliczyć tegoroczne pozycje, będzie ich dobrze z tuzin, lubię to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz