czwartek, 2 sierpnia 2012

wake me up next July.

Sierpień zastał mnie znienacka, zaskoczył, zaszedł od tyłu, przecież, chwila, dopiero był maj (a to był maj...). Półmetek wakacji za nami, dzieci karnie byczą się nadal u pradziadka i cioci w towarzystwie babci, a w wyniku wczorajszego pracowitego przedpołudnia mamy już zarezerwowane noclegi w Krakowie i na przedmieściach Zakopanego. I, jeśli pamięć mnie nie myli, to będą pierwsze tak zaplanowane wakacje w naszym życiu. Dwukrotny pobyt w Chorwacji miał kryptonim "w ciemno", choć Frans nie miał jeszcze roku za pierwszym razem. Tym razem wzięłam sprawę w swoje ręce i wpłaciłam zaliczkę, po czym zadzwoniła mama i obwieściła mi radosną wieść, iż pensjonaty na Podhalu mają magiczną moc znikania z map świata po przyjeździe turystów. Zobaczymy zatem, czy będąc pierwszymi, nie staną się ostatnimi zarazem w takim stylu zaplanowanym (choć może trudno tu mówić o zaplanowaniu na tydzień przed wyjazdem). Miejsc noclegowych wydaje się być jednak więcej niż chętnych.
Kolekcjonuję lektury, kindle zyskał piękne etui, wczoraj wyprałam także ocieplaną kurtkę przeciwdeszczową, gdyż termometry w Zakopanem pokazały całe piętnaście stopni, u nas trzydzieści, dziękuję bardzo. Najwyżej rozpalimy w kominku (note to self: zabrać do walizek drewno na opał). Odmelduję się zatem, może dziś pomaluję stół w ogrodzie, ma szanse wyschnąć w tej pogodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz