poniedziałek, 5 listopada 2012

kontrola, konsola, uff.

Rentgen kontrolny odkrył przed radiologiem czyste płuca, a mnie strącił z serca głaz (czy pisałam, że w pierwszej wersji miałam także w bonusie z zapaleniem płuc podejrzenie pylicy? Nie? To piszę. Jak dobry górnik na przodku. Jak solidny nauczyciel dziesięć lat z kredą w łapie przy tablicy. Grubo nierentownie).
Poflirtowałam nawet z lekarzem, który twierdzi, że pamięta mnie sprzed tygodnia, i że wyglądam dużo zdrowiej i lepiej (nie wiem, po cyckach mnie poznał, czy po muszej wadze, czy też po uroczym uśmiechu i kokieteryjnym proszę tak strzelać tę fotkę, żeby nic na tych płucach nie było, ostatnio się nie postaraliście i się znalazło).
Samopoczucie mi się znacznie polepszyło, a dowcip wyostrzył, i nawet stanęłam z synem w szranki na kinekcie (przegrałam z hukiem, czego należało się spodziewać, a pot ciekł mi po tyłku strumieniami), energii mi przybywa, mam 4 sezony Modern Family, kilka odcinków The Big Bang Theory, wspomnienia Moniki Żeromskiej i Szopkę Zośki  Papużanki i nie zawacham się ich użyć, oczekując na kolejne części niedoścignionego Downton Abbey.
Wraca normalność, o której marzyłam.
Dzięki Bogu.

2 komentarze:

  1. Właśnie jestem w trakcie 3 tomu Żeromskiej :) Dobrze, że już się lepiej czujesz!
    PS Ja już od kilku lat kredy nie używam. Z nowym budynkiem dostaliśmy białe tablice i pisaki. Z początku myślałam, że się nie przyzwyczaję, ale to jednak jest super udogodnienie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja kończę pierwszy tom Żeromskiej, dwa kolejne czekają. O białej tablicy marzę od lat i proszę u dyrekcji, ale to inwestycja nie do przeskoczenia póki co w budżetówce wiecznie niedoinwestowanej :) A na uczelni mieliśmy wszędzie białe tablice. Można? Można! :)

    OdpowiedzUsuń