piątek, 30 listopada 2012

pospieszny

W poniedziałek mrugnęłam ze dwa razy i stał się wtorek. We wtorek, urobiona po pas, mrugnęłam, poutyskiwałam na odległy weekend i mrugnęłam i więcej dni nie pamiętam, i wtem zastał nas piątek, andrzejki, zabawa, hopla hopla, i znów nie wiem, kiedy stałam się typowym couch potato, zamiast wizyty składanej znajomo-rodzinie, wolałabym koc i kubek herbaty z imbirem (i kieliszek świeżutkiego limoncello, ofszę).
I nadal, mimo upływu tyyyylu lat, i tylu przeżytych wiosen i jesieni, zadziwia mnie, zdumiewa, wprawia w stupor i zostawia z szeroko otwartymi oczami (i szczęką) iż istnieje pora roku, podczas której wszystkie posiłki jadam po ciemku, śniadanie jeszcze, obiad i kolację już. Taka karma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz