wtorek, 16 grudnia 2008

almond anyone?


Nosz nich to dundel świśnie, jaką wysmarowałam notkę o migdałach (nie do ciasta, jakby wskazywała okoliczność i czas liturgiczny, nie o niebieskich bynajmniej również) i mi zeżarło. No nic. Mamy smarkatą z anginą na stanie. Acz wyglądamy jeszcze ospy, więc wiecie, nie wszystko jeszcze stracone.
Napisałam jeszcze o wątpliwościach, jakie mną targają, kiedy mam kolejny raz podać dziecku antybiotyk. i o pieprzonych paciorkowcach atakujących (if not treated) osierdzie.
I mi pochłąnęła czeluść internetowa, co napisałam. Wracam więc do moich zajęć: prania, przytulania, usypiania, sprzątania, gotowania, dekorowania, porządkowania, wymyślania, rysowania, uczenia się i słuchania
-ziosia pćijdzieś mi poóć siusiu łobić?
zbliżam się, żeby to wykonać bardziej fachowo
-ti nie, mama, ziosia pomóć łobić siusiu, ić siobie, nie bój sie
nie odchodzę pełna obaw
-ić śtąd mama juś
(mam już trzy pary zasiuranych spodni, gdyż Zosia, zbyt zajęta WAŻNYMI sprawami nie zdążyła).
-choć do sioleńki, jak już się obudziłeś, choć się przytulić (Zosia do Franca)
lecę. Dziś fryzjer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz